AFRYKA – TRUD CODZIENNOŚCI
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo serdecznie pozdrawiam wszystkie Osoby, które wspierają mnie swoją modlitwą, cierpieniem i ofiarą. Wielokrotnie doświadczam mocy Waszej modlitwy Kochani i też z wzajemnością modlę się w Waszych intencjach. Szczególnie podczas niedzielnej Eucharystii łączę sie z Wami w modlitwie dziękując Bogu za Was i proszę Pana o błogosławieństwo dla Was i Waszych Rodzin.
"Chrystus jest głową Kościoła, a my Jego członkami". Modlimy się do jednego Boga, który jest w nas, ludziach na różnych kontynentach, o różnych kulturach, różnym kolorze skóry, różnym standardzie życia - spotykamy się na tej samej Eucharystii, na podobnych spotkaniach modlitewnych - to wszystko jest podobne w całej różnorodności..
Jestem wdzięczna Bogu za dar bycia tu w Afryce. Chciałabym krótko podzielić się tym, co mnie spotkało w nowym dla mnie świecie. Do Kenii, do Nairobi (stolicy Kenii) - gdzie mieści sie nasz dom formacyjny przyleciałam 7 lipca. Po kilku dniach pojechałam do Kithatu, gdzie nasze siostry prowadzą szkołę. Podczas całej naszej 5-godzinnej podróży z Nairobi do Kithatu byłam zaskoczona ludźmi, którzy tłumnie przemieszczają się poboczem drogi - dorośli, dzieci, matki z dziećmi na plecach - to dlatego, ze nie stać ich na transport. Często, gdy jeszcze ciemno 4, 5 godz. rano wychodzą do pracy, żeby zdążyć na czas.
Kithatu - to większa wioska, gdzie siostry prowadzą szkołę i przychodnię. Codziennie rano jeździłyśmy do najbliższego kościoła w Kanyakine. Ranki były bardzo chłodne. Po drodze mijałyśmy dzieci, które szły do naszej szkoły- czasami i 4 km - małe, drobne, szczuplutkie, często plecak jak połowa dziecka - nie mogą się spóźnić, gdyż, jak mówiła s. Dariana - dziecko, gdy się spóźni wraca do domu i ma przyjść z rodzicem. Tereny, gdzie pracują siostry są ubogie, ziemia nie jest urodzajna, stąd rodziny żyją bardzo ubogo. Często pierwszym posiłkiem dzieci, które chodzą do naszej szkoły jest "porycz" o godzinie 10 - to jest coś w rodzaju naszych płatków owsianych na wodzie, później dopiero "lunch" o godz. 13 - coś bardziej treściwego - jak fasola z kukurydzą czy ryżem. Większość dzieci w szkole jest opłacana przez "Duchową adopcję dziecka", którą prowadzą nasze siostry. Kiedy tam byłam s. Dariana (odpowiedzialna za tę wspólnotę) martwiła się, że dzieci słabo napisały egzamin przed wakacjami. Po spotkaniu z nauczycielami okazało się, że dzieci są po prostu głodne i rano nie są w stanie się uczyć efektywnie. Nie jest łatwo zorganizować dodatkową szklankę mleka dla każdego dziecka - (to ok. 300 osób) i do tego zatrudnić dodatkowe osoby, bo to wszystko kosztuje. Często siostra staje przed podobnymi problemami - jak pomóc i skąd wziąć pieniądze na pomoc.
Częstym naszym widokiem, gdy wracałyśmy z kościoła były dzieci, które nam towarzyszyły w drodze, ale nie szły do szkoły, gdyż nie miały mundurka ( po tym można poznać, czy dziecko chodzi do szkoły ) i często bez żadnego obuwia, a wcale nie było ciepło, wręcz przeciwnie.
Kilka dni udało mi się być na naszej nowej placówce w Subuki, to ok. 200 km od Nairobi, gdzie przełożoną jest s. Feliksa. Miejscowość ta leży w rowie tektonicznym na równiku, jest tam specyficzny klimat górski. Ranki i noce są bardzo chłodne, a w dzień, gdy wyjdzie słońce, bardzo przypieka. W miejscowości tej franciszkanie (kilku jest z Polski) budują duże sanktuarium maryjne, tj. Narodowe Sanktuarium Kenii. Co tydzień przyjeżdżają tu pielgrzymi. W niedzielę po południu
poszłyśmy do wioski w odwiedziny. Tu już tereny są trochę bogatsze i może ludzie bardziej zaradni, że nie widać tak tego ubóstwa fizycznego. Około 5 km od budującego sie sanktuarium mamy zakupioną ziemię, na której już od stycznia 2014 ruszyło przedszkole, później ma powstać dom dla wolontariuszy (może ktoś myśli o takiej pomocy na jakiś czas - zapraszamy) , w przyszłości przychodnia, szkoła. S. Feliksa ma już rozrysowane szczegółowe plany, ale na to potrzeba dużej pomocy finansowej ale ufamy, że z Bożą pomocą powoli będzie się to realizowało. Jest to piękne miejsce - tak blisko sanktuarium. Są też i tu trudności, ponieważ gdy pada deszcz, bardzo trudno dojechać, a wręcz czasami jest to niemożliwe, gdyż błoto na drodze ogromne i można stoczyć sie do rowu jadąc bardzo powoli z górki czy pod górkę. Obecnie mieszkają tam tylko trzy siostry. Co niedziela po Mszy św. przychodzą dzieci pod nasz dom, gdzie siostry przeprowadzają dla nich katechezę, natomiast starsze dziewczęta mają próby śpiewu i tańca. Siostry, oprócz wielu spraw które prowadzą, zajmują się hodowlą kurczaków, które później sprzedają.
Od września do listopada chodziłam na kurs języka angielskiego, gdyż znajomość języka jest naprawdę potrzebna. Najpierw angielski, aby móc się dobrze porozumieć z siostrami, a później pewnie kswahili, który jest w Kenii drugim językiem narodowym. Zresztą w kswahili w wielu państwach Afryki można się porozumieć. Co tydzień, też w soboty spotykałam się z dziećmi (mała grupka 7 osób, ale bardzo aktywna) - uczyłam je katechezy i trochę języka polskiego, gdyż były to dzieci z rodzin mieszanych.
Obecnie, od stycznia 2014 jestem w Tanzanii. Musiałam opuścić Kenię, gdyż kończyła mi sie wiza, a czekałam na pozwolenia na pracę. Kilka dni temu je otrzymałam, więc będę już na początku marca wracać do Kenii. W Dar es Salaam (w Tanzanii) zobaczyłam jeszcze inne oblicze kościoła w Afryce. Podobnie jak w Kenii, jest "tańczący i śpiewający".
Siostry z mojego zgromadzenia pracują tu w szkole u o. franciszkanów. Będąc tu przez 2 miesiące, pomagałam im robiąc różne dekoracje, gazetki, pokazywałam nauczycielom jak to można zrobić niewiele mając, chodziłam na spotkania modlitewne młodzieży, pomagałam przy parafiach dojazdowych w niedzielę.
Klimat tu w Dar es Salaam nad Oceanem Indyjskim jest rzeczywiście bardzo ciężki - nawet w nocy temp. ok. 30oC, duża wilgotność powietrza sprawia ze człowiek prawie cały czas się poci. Ale z Bożą pomocą i zapleczem modlitewnym człowiek wiele może znieść, a nawet przyjąć ten trud jako dar. Dziękuję Bogu za ten czas, dla mnie bardzo intensywny, pełen różnych niespodzianek i doświadczeń. Dziękuje Wam Kochani za Waszą modlitwę i pamięć, To mi dodaje sił, radości i pozwala żyć nadzieją.
Z pamięcią w modlitwie i prosząc o nią,
s. Katarzyna Jakubczak (opr. MŁ)