Albertynki w Boliwii: wszędzie szukamy oblicza cierpiącego Chrystusa
W tym wszystkim jest jeszcze język niewerbalny; język miłości, przygarnięcia, pocieszenia - tak o swojej posłudze w Boliwii opowiada Vatican News s. Weronika Mościcka SAPU. Albertynka, która od czterech lat posługuje na misjach, prowadzi Centrum Medyczne im. św. Brata Alberta, gdzie jak sama mówi: „staram się patrzeć nie tylko na ciało, tylko na coś więcej, czego potrzebują ci ludzie”.
Uobecniać Pana Boga
Trzyosobowa wspólnota sióstr podejmuje różne zadania wśród ubogich i potrzebujących. Jest to posługa duszpasterska, praca wśród dzieci i młodzieży – w tym wyszukiwanie osób najbardziej potrzebujących, realizacja projektów na rzecz nauki, rozwoju młodych oraz prowadzenie centrum medycznego.
Jak zaznacza s. Weronika Mościcka, ich praca i obecność to „uobecnianie Pana Boga”. Siostry „są blisko Jezusa po to, żeby On był blisko tych ludzi, w ich rzeczywistość”.
Boliwia bowiem nie jest krajem łatwym. Natomiast siostry mieszkające w Ivirgarzama, mówią o tym jak jest to miejsce szczególne. Żyją na co dzień wśród producentów narkotyków. Miejscowi albo nie są świadomi tego co robią, bądź nie zastanawiają się nad tym, do czego prowadzi uprawianie koki. A robi to większość – 90 % ludzi i jest to dla nich jak uprawianie w Polsce pszenicy czy ziemniaków. Z tego żyją i jest to ich główne źródło utrzymania.
Ponadto ich mentalność, kultura, myślenie, postrzeganie rzeczywistości są zupełnie inne niż nasze. Brak policji skutkuje drastycznymi, publicznymi samosądami. Miejscowi ludzie żyją często w sposób skromny, ale także „niegodny”. „Jest to ziemia, która woła o modlitwę, ofiarę, ekspiację, obecność Pana Boga” - dodała s. Weronika. Na takim tle, siostry mają świadomość, że nie są tam po to, aby wszystko zmienić od razu; ale wiedzą jak ważna jest ich obecność właśnie wśród potrzebujących.
Ksiądz i lekarz z posługą
Poza codzienną pracą w ośrodku zdrowia, która jest realizowana 24 godziny na dobę, raz do roku ekipa medyczna rusza do wspólnot oddalonych o wiele kilometrów, często bardzo głęboko w buszu. Ostatnia tego typu ekspedycja trwała sześć dni i obejmowała pomoc nie tylko medyczną, ale i sakramentalną. Poza lekarzami i pielęgniarkami był także obecny kapłan.
„Ochrzciliśmy 16 dzieci, przyjęliśmy jeden poród; codzienne konsultacje lekarskie i badania laboratoryjne” - wylicza siostra. Dzięki takim wyjazdom z centrum medycznego udaje się dotrzeć do ludzi, którzy nie mają szans przyjechania do lekarza czy kościoła.
