Budzenie nadziei na Kubie
Szczęść Boże,
Nazywam się Anna Łukasińska, jestem siostrą zakonną – Córką Maryi Wspomożycielki – Salezjanką z Inspektorki Wrocławskiej.
Urodziłam się i wychowałam w małej miejscowości na Dolnym Śląsku, w Bolkowie. W momencie gdy dojrzewało we mnie pragnienie Pana Boga i służby ludziom ubogim spotkałam wiele osób, które pomogły mi umocnić wiarę i trwać na drodze powołania salezjańskiego czyli zakonnego i misyjnego.
Śluby zakonne złożyłam 05.08.2000 r. Ukończyłam studia teologiczne na PWT we Wrocławiu. Placówki na których pracowałam w Polsce przez 14 lat to Pieszyce, Wrocław, Środa Śląska, Częstochowa, Ostrów Wielkopolski i Nowa Ruda.
Obecnie po odbyciu kursu przygotowawczego w Rzymie, od 13.08.2015 pracuję na Kubie, na wschodzie wyspy w diecezji Bayamo - Manzanillo.
Jako Zgromadzenie, Siostry Salezjanki na Kubie jesteśmy obecne od 1921 roku. Dom w Manzanillo został otwarty w 1991 r. Nasze wspólnoty są zazwyczaj małe (3-6 osobowe), co spowodowane jest brakiem powołań rodzimych i niewystarczająca liczbą misjonarek, jak również warunkami mieszkalnymi, które tutaj są bardzo ubogie. Obecnie we wspólnocie jesteśmy trzy: s. Hilda z Wenezueli, s. Cruz Maria z Rep. Dominikany i ja s. Anna z Polski.
Diecezja Bayamo powstała w 1996 r., zajmuje dość spory obszar i liczy ok. 820 tyś mieszkańców, ale liczba katolików jest tu procentowo niewielka (może 10%). W całej diecezji jest tylko 17 kapłanów w 11 parafiach i 15 sióstr w 4 domach zakonnych (Salezjanki, Służebnice Ducha Św, Jezuitki i Misjonarki Miłości). Ks. Biskup - Alvaro Beyra i dwóch innych kapłanów to Kubańczycy, pozostałych 14 kapłanów którzy tu pracują to misjonarze z innych krajów. Wśród nich zakonnicy: Werbiści z Brazylii i Indonezji, Kapucyni z Brazylii, Apostołowie Jezusa z Afryki, Misjonarze Guadalupe z Meksyku, księża diecezjalni z Dominikany i naszych 4 księży diecezjalnych – Polaków.
Kubańczycy w tej części kraju to ludzie prości, bardzo ubodzy, ale o sercach otwartych i gościnnych. Niestety system panujący od ponad 50 lat wypłukał im potrzebę Pana Boga i wartości ewangelicznych. Większość definiuje się jako ateiści, bez potrzeby Pana Boga, znaczna cześć to spirytyści lub santerzy, mieszający praktyki chrześcijańskie z wierzeniami afrykańskimi swoich przodków i szukający pokojowego współżycia ze wszystkimi. Nie widzą nic złego w synkretyzmie religijnym i nie widzą potrzeby zmiany swoich tradycji. W miastach widoczne są kościoły metodystów i baptystów, czasem innych wspólnot protestanckich, oraz grupy świadków Jehowy.
Praca misyjna nie jest łatwa i polega bardziej na życiu wśród tych ludzi, budząc nadzieję, zaufanie i świadcząc o miłości Chrystusa do każdego człowieka najmniejszymi czynami dobra i solidarności. Priorytetem w diecezji jest praca w małych wspólnotach chrześcijańskich tzn. zaczyna się od 2-3 rodzin, proponując katechezę, przygotowanie do chrztu, świadcząc niejednokrotnie pomoc materialną tym, którzy borykają się z głodem, brakiem domu, chorobami, opuszczeniem przez najbliższych. Jeśli jakaś rodzina się zgodzi, użycza miejsca w swoim domu (na wioskach nie ma kościołów ani kaplic), aby raz w tygodniu można było zgromadzić wspólnotę na modlitwie, dzieci na katechezę, dorosłych aby przygotować do sakramentów. Z pomocą łaski Bożej wspólnoty rosną. Od pierwszych 5 osób do 50…, i wtedy można myśleć o jakimś placu na Msze św., czy zadaszeniu podwórza wykorzystywanego na wspólne spotkania. Tam gdzie można docierają kapłani z Mszą św. raz w tygodniu, raz w miesiącu, czasem rzadziej….. my jako siostry zakonne pomagamy tam gdzie księża nie mogą dotrzeć, gdzie jeszcze nie ma stałej wspólnoty, albo gdzie trudno mówić o chrześcijaństwie. Raczej są to próby preewangelizacji i towarzyszenia po ludzku w codzienności tym, którzy stracili nadzieję, nie potrafią kochać i nie znają smaku i wartości wiary.
Choć to dopiero mój pierwszy rok pracy na Kubie i jeszcze mam kłopoty z językiem hiszpańskim docieram z katechezą do dzieci i młodzieży na 5 wioskach odległych od Manzanillo od 5 do 20 km. System edukacji państwowej nie pozwala na prowadzenie katechez w tygodniu. Dzieci są w szkole od 8.00 do 17.00 i wracają zmęczone, a po 18.00 zmrok oznacza koniec dnia, bo brak prądu, albo jedna żarówka w całym domu nie pozwalają na studiowanie czegokolwiek. Katechiści świeccy, którzy pomagają w parafii nie mają samochodów (transport na Kubie to wielki problem i własne auto to luksus nie do osiągnięcia), więc na wioski docieramy tylko my, Siostry Salezjanki naszą 33-letnią Ladą… która często mieści 6-8 osób, aby zabrać się z nami mogli animatorzy, którzy w przyszłości mogliby być katechistami, a teraz pomagają w grach i zabawach, które organizuje się po katechezie z dziećmi i w rozdaniu podwieczorka.
Trudno uwierzyć, ale czasem mam grupę mieszaną, 4 dzieci 5-10 letnich, 3 nastolatków, 4 młodych do 30 lat i 4-6 osób dorosłych 50-60 letnich, którzy słuchają jednej katechezy i odkrywają Boga obecnego w swym życiu, zapomnianego w wartościach ogólnoludzkich, ukrytego dla nich w Słowach Biblii, której nigdy nie czytali i nie rozumieją…. Wszyscy na jednym poziomie, bez praktyki wiary, nie wiedzą czym jest wspólnota Kościoła, co to Msza Św. i modlitwa razem… Wielu marzy o możliwości wejścia do świątyni, doświadczenia radości spotkania z Jezusem, ale jest też wielu, którzy nie mają takich pragnień. Po katechezie i podwieczorku wracają do codzienności twierdząc, że Bóg zapomniał o Kubie, ale może istnieje, skoro jakaś zakonnica z odległej Polski przyjechała i przywozi im coś do jedzenia raz w tygodniu, rozdając to ze szczerą radością i uśmiechem pełnym miłości…
W wielu miejscach jedyna ewangelizacja to zatrzymanie się przy osobie, pozdrowienie, zapytanie z uśmiechem „jak się ma” i zapewnienie, że Bóg nie zapomniał, skoro ja tu jestem to znaczy że On żyje w tym cierpiącym narodzie i miłosiernie, cierpliwie dociera do tych, którzy chcą o Nim pamiętać…
Pomoc materialna i promocja ludzka to bardzo dużo, ale edukacja w parze z ewangelizacją to coś więcej. Kuba potrzebuje Kubańczyków, żyjących wiarą i szczęśliwych, że serce swe oddali Jezusowi, chcących poświęcić czas na własną formację i wierzących że uda się budować przyszłość o innym smaku wolności…
Moja posługa i życie tutaj ma wiele aspektów:
- w diecezji, której brakuje pełnych struktur uczestniczę w spotkaniach i programowaniu formacji katechistów i spotkań dla młodzieży
- w parafii w Manzanillo wspieram formację dwóch grup: młodzieży od 15-25 lat, która spotyka się w każdy piątek na wspólnej modlitwie, katechezie, szukając umocnienia swojej tożsamości chrześcijańskiej i osobistego powołania; towarzyszę też drugiej grupie, którą stanowią studenci medycyny, poszukujący dróg do życia zgodnego z sumieniem lekarza- katolika
- ze wspólnotą sióstr docieram z katechezą do dzieci i młodzieży na kilku pobliskich wioskach, przygotowując do sakramentów i towarzysząc w życiu modlitwy małym wspólnotom chrześcijan; raz w tygodniu w naszym domu spotykają się kobiety, które chcą się nauczyć szyć na maszynie, wyszywać, haftować, podjąć małe prace manualne, które potem mogą sprzedać, by w ten sposób pomóc własnym rodzinom. To jeden ze sposobów promocji kobiety i zachęta do wspólnych spotkań i wspólnej modlitwy.
Moje marzenie na przyszłość?… wypracować taki styl formacji chrześcijańskiej, który pozwoli na ewangelizację przez edukację i pomoże młodym Kubańczykom marzyć o pięknej przyszłości swego kraju, rozpocząć jego przemianę i budować z wytrwałością. Tak, Centrum dla młodzieży (po salezjańsku ORATORIUM), gdzie mogliby spędzać czas wolny w sposób kreatywny, spotykając się w gronie wartościowych przyjaciół tworząc, marząc, dążąc do ideałów, zawsze z pewnością w sercu że Bóg jest Miłością, Radością, Pokojem i że w Swoim Synu Jezusie czyni nas synami, braćmi, misjonarzami nadziei i radości….
Póki co zaczynam od kupienia jednej pary butów dla dziecka, od kanapki z marmoladą z mango po katechezie dla 30 dzieciaków, od cierpliwego znoszenia tutejszych upałów i uśmiechów rozdawanych na ulicach Manzanillo.
Bardzo i z serca proszę wszystkich o modlitwę, Pan Bóg może swoją łaską przemienić wiele serc i otworzyć wiele drzwi… bardziej niż wsparcia materialnego potrzebuje pewności, że wspólnota Kościoła mnie posyła, że są bracia i siostry, którzy nie mogą tu przyjechać, ale swoje cierpienie, trudy codzienności i dar modlitwy mogą składać hojnie i bez limitów. Nie zapominajcie o modlitwie za misjonarzy.
Dostęp do Internetu na Kubie jest bardzo ograniczony (we wspólnocie go nie posiadamy, karta na jedną godzinę Internetu to koszt 2 dolarów, jeśli pensja Kubańczyka to 10 dolarów, to zrozumiałe że nieliczni mają dostęp do sieci). Posiadam pocztę, która funkcjonuje za pośrednictwem Kurii i odbieramy ją przez łącze telefoniczne i to jedyny mój kontakt ze światem, można pisać na adres : [email protected] ( w temacie PARA SOR ANNA)
Jeśli ktoś chciałby pomóc w realizacji misji na tej placówce sugeruje dwa kontakty:
Siostry Salezjanki - Inspektoria Wrocławska
ul. Św. Jadwigi 11 50-266 Wrocław
Ofiary można wpłacać na konto 15 1020 5242 0000 2102 0019 2690 z dopiskiem - KUBA (pomoc dla s. Anny)
lub drugi kontakt i informacje o mnie:
Salezjański Ośrodek Misyjny
ul. Korowodu 20 02-829 Warszawa
Ofiary na konto : 50 1020 1169 0000 8702 0009 6032 z dopiskiem - KUBA (pomoc dla s. Anny)