Być uczniem Jezusa znaczy - być misjonarzem
Po wakacyjnej przerwie Centrum Formacji Misyjnej na Byszewskiej w Warszawie znowu tętni życiem. Kolejnych 29 kandydatów na misjonarzy rozpoczęło formację duchową i naukę, aby po roku przygotowań wyjechać do jednego z krajów misyjnych i tam, żyjąc i pracując w zupełnie nowych warunkach, w społecznościach o odmiennej kulturze, a często i religii, realizować swoje powołanie.
Ostatecznie tegoroczna grupa ma liczyć 31 osób, gdyż jak wyjaśnił dyrektor CFM ks. Jan Fecko, niebawem dołączyć ma jeszcze 2 ojców kapucynów, którzy obecnie odbywają praktykę w Afryce, tam gdzie pojadą po zakończeniu nauki w Centrum. W grupie jest 12 księży diecezjalnych, 12 sióstr zakonnych, jeden brat zakonny i 4 osoby świeckie.
Siostra Alojza ze Zgromadzenia Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus po zakończeniu formacji w Centrum wybiera się do Burundi. - Nasze zgromadzenie ma tam kilka domów. Do którego trafię, nie wiem. To zależy od przełożonych. Gdzie będzie potrzeba, tam pojadę - mówi. - Nie wiem co będę robiła. Nie jestem pielęgniarką, nie mam też przygotowania pedagogicznego. Ale tutaj, w gronie sióstr zastanawiałyśmy się nad tym. I padło takie zdanie, które bardzo mi się spodobało: – „będziesz wszystkim dla wszystkich”. Wiadomo, że na misjach trzeba robić różne rzeczy, więc co będzie trzeba, to będę robiła. W naszym zgromadzeniu jest tak, że siostry które wyjeżdżają, po dwóch latach przyjeżdżają na urlop. Ja na ten urlop też pewnie przyjadę, ale patrząc w dłuższej perspektywie, chciałabym, aby moje życie realizowało się w Afryce - dopowiada.
Siostrze zapadł w pamięć pewien obrazek – na nim, w jakimś kościele klęczał mały Murzynek i modlił się. Obrazek był podpisany: „Modlę się za Ciebie, żebyś wytrwała”. - Kiedy na niego patrzyłam – tłumaczy siostra - pomyślałam – a dlaczego by nie? I jeszcze – że jeśli nie teraz, to nigdy. Mam pragnienie, aby podziękować temu dziecku, które obiecało, że będzie się modlić. Jeśli ja mam trwać w powołaniu, to pojadę podziękować , spróbuję odszukać tego małego chłopczyka…
Franciszkanin z Krakowa, brat Piotr Chryma też już wie, że po zakończeniu przygotowań pojedzie do Peru. Jak wyznaje, misje interesowały go od początku formacji zakonnej. - W nowicjacie bardzo lubiłem jak przyjeżdżali misjonarze, pokazywali slajdy, opowiadali o misjach. W późniejszych latach należałem do kółka misyjnego. I tak to się zaczęło - opowiada. - Uczestniczyłem we mszach św. w jęz. hiszpańskim. Spotykałem się z grupą latynoską i tak moje powołanie misyjne się rozrastało. W Peru mamy placówkę w Andach, w Pariacoto. Tam zginęli dwaj nasi współbracia – w 1991 roku zostali zamordowani przez Świetlisty Szlak. Jest tam parafia, ostatnio powstało centrum pastoralne dla dzieci i młodzieży. Tam właśnie będę.
To, że siostry, bracia zakonni wyruszają na misje, wydaje się dosyć naturalne. Niektóre zgromadzenia zakonne w swoim charyzmacie mają bardzo mocno wskazaną misyjność. Ale osoby świeckie? Tu zawsze jest większe zaskoczenie, większa niewiadoma, więcej pytań. Bo właściwie dlaczego młode osoby – a cała ta grupa to młodzi ludzie – decydują się pozostawić swoje jakby nie patrzeć dość wygodne życie, swoje środowisko, rodziny, przyjaciół i jechać w nieznane? Co sprawia, że decydują się żyć często w bardzo trudnych warunkach, znosić brak wygód, ekstremalne nieraz warunki klimatyczne, narażać się na choroby, których tutaj z pewnością by uniknęli i oddać kilka lat własnego życia służąc i pomagając nieznanym sobie ludziom?
W grupie są 4 kandydatki na świeckie misjonarki. Rozmawiałam z dwoma z nich – Małgosią i Magdą z diecezji tarnowskiej.
Małgorzata, wysoka, szczupła, niezbyt chętna, żeby o sobie mówić zdradza w końcu, że jeszcze kiedy była dzieckiem marzyła, żeby wyjechać do Afryki jako lekarz pediatra. - Ale potem wszystko się zmieniło. Nawet nie zdawałam na medycynę, poszłam na pedagogikę – mówi. - W dzieciństwie w Nowym Sączu chodziłam na spotkania Papieskiego Dzieła Misyjnego. Lubiłam też zawsze słuchać misjonarzy, którzy przyjeżdżali do nas do parafii i opowiadali o tym co robią. Chłonęłam to po prostu. Myślałam sobie – jejku, jak mają fajnie, że mogą tam pojechać. I tak się jakoś życie potoczyło, że wokół mnie pojawiali się ludzie związani z misjami, a w końcu ja znalazłam się tutaj. Pojadę albo do Kamerunu, albo do RPA. Nie mam pojęcia, co tam będę robić, pewnie wszystkiego po trochu. Może to będzie szkoła, przedszkole, może trzeba będzie przygotowywać świeckich. Myślę, że pojadę na 2 lata, a jak wyjdzie – zobaczymy.
Z kolei Magda, drobna szatynka, nauczycielka przyrody i geografii w szkole podstawowej i gimnazjum z 8-letnim stażem przyznaje, że jej powołanie misyjne rodziło się od 3-4 lat. - Miałam dobre perspektywy pracy na następny rok, propozycję etatu, więc nie jest tak, że uciekam przed brakiem możliwości zawodowych tutaj – wyjaśnia. – Ale po prostu podjęłam decyzję, że teraz trzeba zrobić ten krok.
Magda ma jechać do Republiki Środkowoafrykańskiej, ale oczywiście wszystko będzie zależało od tego jak za rok, kiedy zakończy przygotowania, będzie tam wyglądała sytuacja polityczna, bo wiadomo, że teraz są problemy. - - Nie wiem, co będę robiła. Może uczyła – zastanawia się. - Robiłam to już, więc jeśli będzie taka potrzeba, to jak najbardziej. Ale jeśli będzie zapotrzebowanie na coś innego, a ja będę w stanie sprostać, to też. Chciałabym wyjechać na długo. Dłużej, niż 2 lata, ale tak naprawdę trudno o tym dzisiaj zdecydować. Nie byłam nigdy w Afryce, nie wiem jak zareaguję ja, mój organizm. Jeżeli będzie możliwość i zdrowie będzie dopisywało, to nastawiam się, żeby to było długo.
Ksiądz Fecko wyjaśnił, że jeśli chodzi o stronę merytoryczną, ten rok formacji i nauki w Centrum będzie wyglądał podobnie jak lata ubiegłe. Przyszli misjonarze będą uczyć się historii kontynentów i krajów, do których zamierzają pojechać, będą intensywnie uczyć się języków obcych oraz poznawać podstawy medycyny tropikalnej, aby lepiej poradzić sobie z problemami zdrowotnymi, z którymi przyjdzie im się zetknąć w krajach misyjnych.
W dniu uroczystej inauguracji nowego roku formacyjnego w CFM zgromadzeni wysłuchali wykładu ojca Damiana Cichego SVD, opiekuna duchowego obecnego rocznika: „Odnowa gorliwości misyjnej według papieża Franciszka”.
Werbista, przybliżył przede wszystkim postać obecnego papieża i spróbował dać odpowiedź na pytanie, dlaczego właśnie tak wygląda jego pontyfikat. Skąd w jego nauczaniu tak wielki nacisk na potrzebę odnowy Kościoła w duchu nowej ewangelizacji i na potrzebę odnowy wszystkich ludzi Kościoła – duchowieństwa i świeckich. Skąd wezwanie, abyśmy my wszyscy podążali ścieżką Kościoła misyjnego.
Jak stwierdził, źródeł takiej postawy należy poszukiwać w warunkach w jakich wzrastał obecny papież. Mimo że pochodził z nieźle sytuowanej rodziny, widział prawdziwą biedę, wręcz nędzę w krajach Ameryki Łacińskiej i od wczesnych lat życia był na nią niezwykle uwrażliwiony. Był też świadkiem czasów, kiedy Kościołowi, zajętemu bardziej dbałością o przygotowywanie kolejnych roczników duchownych, aby sprostać rosnącym potrzebom duszpasterskim, brakło już uwagi, aby reagować na problemy społeczne, z którymi ludzie borykali się na co dzień.
Przeanalizował, jak postawa i nauczanie Kościoła w tej dziedzinie zmieniało się na przestrzeni lat, do Soboru Watykańskiego II i po nim, kiedy to problemy społeczne zyskiwały coraz większą uwagę Kościoła, były dogłębnie analizowane i zajmowały coraz więcej miejsca w nauczaniu i jak zmieniało się pojęcie misyjności Kościoła. Świadkiem i uczestnikiem takich przemian był Jorge Mario Bergoglio – papież Franciszek.
Ojciec Damian podkreślił jeszcze dwie daty, które w jego rozumieniu miały istotny wpływ na myślenie i postawę papieża Franciszka, która swój najpełniejszy wyraz znalazła w opublikowanej kilka miesięcy temu adhortacji apostolskiej Evangelii Gaudium.
Pierwsza data to rok 1992, Santo Domingo i obchody 500-lecia ewangelizacji Ameryki Łacińskiej z udziałem papieża Jana Pawła II, który właśnie tam użył po raz pierwszy terminu – nowa ewangelizacja, rozumiana jako konieczność jakościowego nawrócenia kleru i ludzi świeckich, bez których misyjność Kościoła nie może być realizowana.
-Nie ma misji bez nawrócenia - mówił wtedy Jan Paweł II. - Nowa ewangelizacja wymaga duszpasterskiego nawrócenia Kościoła. Nie ma nowej ewangelizacji bez nawrócenia ludzi, nie ma nawrócenia ludzi bez nawrócenia ich wspólnot. To wtedy zaczęto też wskazywać, że duszpasterskie nawrócenie Kościoła ma wiele cech wspólnych z działalnością misyjną. Że jeśli naprawdę chcemy być misjonarzami i działać w prawdziwie misyjnych wspólnotach i parafiach, trzeba zacząć od siebie, od własnego nawrócenia.
I druga data - maj 2007 roku, kiedy w Aparecida w Brazylii papież Benedykt XVI zainaugurował piątą ogólną konferencję episkopatów Ameryki Łacińskiej. Chodzi o dokumenty końcowe tej konferencji, których jednym z autorów był obecny papież Franciszek. Mimo, że od konferencji upłynęło już 7 lat, dopiero od mniej więcej miesiąca funkcjonuje polski przekład dokumentów z Aparecidy, w których mówi się o potrzebie duszpasterskiego, misyjnego nawrócenia Kościoła w myśl konkluzji, że „nie można być uczniem Jezusa, nie będąc jednocześnie misjonarzem”. Mówi się tam też wyraźnie, że pastoralne nawrócenie i misyjna odnowa wspólnot, to jeden wielki krok, którego nie można rozdzielić – czyli, że reformy odnowy powinny dotyczyć wszystkich – i wiernych, ale też duchowieństwa oraz Kościoła jako instytucji, która powinna w swoim działaniu przejść od duszpasterstwa „zachowawczego” do duszpasterstwa zdecydowanie misyjnego, a w myśleniu o duchowej odnowie odwołać się do pierwszych chrześcijańskich wspólnot.
W dokumentach z Aparecidy jest też zalecenie, aby osoby świeckie miały większy udział w podejmowaniu decyzji dotyczących wspólnot parafialnych oraz w planowaniu pracy misyjnej.
Jak podkreślił werbista, dokumenty z Aparecidy są kluczem do zrozumienia nauczania papieża Franciszka oraz pozwalają pełniej zrozumieć tekst papieskiej adhortacji, w której delikatnie, ale zarazem bardzo stanowczo papież tłumaczy nam, że we współczesnym Kościele nie powinno być podziału na misjonarzy, czyli tych którzy jadą w świat mówić o Jezusie i całą resztę wiernych, ale że my wszyscy, członkowie wspólnoty Kościoła, powinniśmy czuć się misjonarzami – radośnie głosić Ewangelię, czyli swoim życiem świadczyć o Jezusie tam, gdzie jesteśmy.
Jednak aby tak się stało, aby ta świadomość niejako przeorała nasze serca i umysły, potrzebna jest nam swoista „rewolucja nawrócenia” – osobista, duchowa odnowa każdego z nas jak i duszpasterska odnowa misyjna Kościoła jako instytucji.
W trakcie uroczystej Mszy Św. ksiądz biskup Jerzy Mazur SVD, Przewodniczący Komisji Episkopatu Polski ds. Misji wezwał zebranych do pójścia za słowami papieża zawartymi w „Evangelii Gaudium” i odnawiania zapału misyjnego. Powiedział, że misjonarzowi, aby pokonać trudności, które z pewnością napotka na swojej drodze i nie utracić radości głoszenia Ewangelii, będzie potrzebne całkowite i z pełnym zaufaniem zawierzenie siebie Bogu, „a tak zawierzyć będzie potrafił tylko ktoś, kto ma silną wiarę”. Toteż bycie misjonarzem – przekonywał ksiądz biskup, to nie tylko niesienie Boga innym, ale też sposób na wzmacnianie i odnawianie własnej wiary, gdyż „wiara umacnia się, gdy jest przekazywana” - dodał.
Można metaforycznie powiedzieć, że obfita i ważna była „duchowa strawa”, jaką przyszli misjonarze i zaproszeni goście otrzymali do przemyślenia. Ale nie byłaby to cała prawda o tym dniu, bo po nasyceniu ducha, przyszła kolej na nasycenie ciała. Obiad zaserwowany przez wspaniałych kucharzy z Centrum był tak smaczny, że wszyscy zajadali z wyraźną przyjemnością, a potem rozeszli się do swoich zajęć. I na tym właściwie mogłabym zakończyć swoją relację. Ale było jeszcze coś.
Kiedy jakiś czas później szłam do kuchni, żeby zrobić sobie kawy, już z daleka dobiegały mnie głośne dźwięki rockowych przebojów. A kiedy otworzyłam drzwi, moim oczom ukazał się następujący widok – na środku kuchni, w rytm muzyki, szalały w zapamiętaniu siostrzyczki, przytrzymując rozwiewane w tańcu na wszystkie strony habity i wymachując zmywanymi i wycieranymi właśnie talerzami i garnkami. To był widok! I teraz wreszcie mogę napisać – KONIEC. (M.Ł.)