ETIOPIA: TAK WIELE JEST POTRZEB
Jestem siostrą Salezjanką. Od 1987 roku pracuję na misjach w Afryce Wschodniej. Najpierw moje stopy stanęły w Kenii. Piękny to kraj na równiku, wiele ciekawych rzeczy do zobaczenia, do zwiedzania. Wraz z wolontariuszami, jako kierowca przemierzyłam ten kraj z południa na północ.
Jednak moim głównym zajęciem było służenie ludziom chorym w naszym dispensarium. Z zawodu jestem pielęgniarką. Po latach dołączyło jeszcze inne zajęcie - ekonomka domowa, czyli troska o zaopatrzenie, o sprawy administracyjno-finansowe, różnego rodzaju naprawy, ale też o budowę domu dla sióstr w połączeniu z domem rekolekcyjnym.
Po 21 latach posłuszeństwo woli Bożej przeniosło mnie do południowego Sudanu. Tam pracowałam przez 2 lata, będąc znów ekonomką domową i starając się dostosować do zamieszkania budynek dla naszej nowo powstałej wspólnoty. W porze suchej wyglądał ładnie i był prawie na ukończeniu. Jednak kiedy przyszły deszcze, sprawy sie skomplikowały. Po ścianach lała sie woda i trzeba było zmieniać dach i sufity. Nie było łatwo, choćby ze względu na klimat i sytuację panującą w kraju po 30 latach wojny domowej. Na miejscu kompletnie brakowało fachowców, trzeba było szukać zagranicznych - z Ugandy czy Kenii.
Od 3 lat jestem na południu Etiopii, w Dilla - małym, jednak rozległym miasteczku. Misja salezjańska istnieje tu od 1986 roku. W naszej wspólnocie jest 5 sióstr z pięciu krajów leżących na trzech kontynentach: z Korei i Filipin (to Azja), z Włoch i Polski (to Europa) i z Etiopii (Afryka). Dilla leży 365 km od Addis Abeby, stolicy kraju, przy trasie prowadzącej przez Etiopię na południe Kenii, aż do Mombasy. Środkiem lokomocji w mieście jest motor na 3 kółkach (riksza lub tutaj - bajaj). Jest ich około 600, jednak rano trzeba poczekać, by dojechać do miejsca pracy, oczywiście za opłatą. Mieszka tu około 60-80 tysięcy ludzi.
Rano na ulicy można zobaczyć mnóstwo mężczyzn oczekujących na pracę dorywczą z łopatą lub kilofem w reku. Na budowach pracuje dużo kobiet - przy przenoszeniu kamieni, cementu, piasku. Duże budynki w mieście to hotele, banki. Ludzie mieszkają w lepiankach, mało jest prywatnych domów murowanych. Jest też uniwersytet państwowy i obok nas inny prywatny college o wielu kierunkach nauczania, ale znacznie droższy od naszego i słabiej wyposażony. Państwowe szkoły podstawowe mają niski poziom nauczania, klasy są przeludnione, dlatego szkoły prywatne cieszą się lepszą opinią, chociaż są drogie i jest ich mało.
Rodzice doceniają potrzebę wykształcenia swoich dzieci. Pracują nawet po 20 godz. - w nocy np. przez 12 godz. jako stróż, a potem jeszcze w dzień dorywczo, by móc tylko przeżyć i w miarę możliwości posłać dzieci do szkoły. Szkoły państwowe są za małą opłatą, ale mundurek, przybory szkolne, różne składki, egzaminy... za wszystko trzeba płacić oddzielnie. Szkoła nie jest obowiązkowa, jednak rodzice są zachęcani do posyłania tam swoich dzieci. Po wioskach, od domu do domu chodzą ludzie i zachęcają, by dzieci były w szkole.
Dziewczynki są zatrudniane do wychowania młodszych dzieci w zamian za wyżywienie i dach nad głową. Np.: rozmawiam z ojcem rodziny – ma 8 dzieci. Piątka starszych jest w szkole państwowej, szósta dziewczynka jest w domu, ma 5 lat, powinna być już drugi rok w przedszkolu, ale nie ma za co. Często słyszę, siostro proszę o 100 birr, by dziecko mogło usiąść do egzaminu, przyjdę odpracować. Pracę też trudno znaleźć w porze suchej, w porze deszczowej np. do koszenia sierpem jest trawa. Dziewczęta już z 6 klasy, jak tylko mogą, szukają pracy do wykonania w chwilach wolnych od szkoły. Widzę wielką potrzebę pomocy pod tym względem.
Nasza misja położona jest na zboczu wzgórza. Poniżej nas, wzdłuż rzeki ludność mieszka w nędzy. Byłam tam, widziałam, weszłam do kilkunastu domów-lepianek z błota i trawy. Ludzie są życzliwi, zapraszają by wejść, zobaczyć. W wielu domach-lepiankach nie ma dosłownie nic, poza trzema kamieniami służącymi za kuchnię. Śpią na ziemi, jak mam pudełka tekturowe, to chętnie je biorą i traktują jako łóżko.
Na naszej misji prowadzimy dwa przedszkola dla 450 dzieci w wieku 4-6 lat. Chętnych jest znacznie więcej, ale brak miejsc. I tak w niektórych klasach jest 45-60 dzieci. Po południu dla 6-latków mamy naukę na komputerach. Około połowa z nich ma trudności z opłatą, ale nie odsyłamy dzieci do domu, raczej szukamy dobrych serc, aby pomogły w nauce tym dzieciom. Niektórym rodzinom trzeba udzielić pomocy w wyżywieniu i ubraniu, czy też załatwić koc na noc, by chronił przed chłodem. W dzień temperatura dochodzi w słońcu do 50 stopni, a w nocy spada do 15 stopni.
Po skończeniu przedszkola wszystkie dzieci mają szansę pójścia do szkoły podstawowej, państwowej lub prywatnej. W klasach niektórych szkół podstawowych jest nawet 80 dzieci. Niestety, nie wszyscy mogą ukończyć szkołę podstawową ze względu na brak środków finansowych. W niedzielne popołudnia prowadzimy oratorium dla dzieci ze szkół podstawowych i młodzieży. Tutaj dziewczęta uczą się języka angielskiego, a starsze na komputerach. Dużą popularnością cieszy się szycie i wyszywanie. Prowadzimy też katechezy i przygotowujemy do sakramentów św. W tej chwili 90 dzieci i młodzieży przygotowuje się do Pierwszej Komunii Św. Dla młodzieży mamy college o 3 kierunkach - informatyka, sekretariat i moda (projektowanie i szycie ubrań). Wszystkie kierunki trwają 3 lata i cieszą się pełną frekwencją.
Jedna z sióstr prowadzi ogólną przychodnię zdrowia, gdzie obok pomocy dla chorych są szczepienia ochronne dla niemowląt oraz opieka nad matką ciężarną i karmiącą. Dla tych z niedowagą prowadzimy dożywianie. Już po miesiącu picia dodatkowego mleka i odpowiedniego pokarmu widać u dzieci zmiany na lepsze - włosy zmieniają kolor, na buzi pojawia sie uśmiech. W miarę możliwości pomoc żywnościową prowadzimy dla starszych ludzi, szczególnie chorych na AIDS. Przedszkolaki na śniadanie dostają bułeczkę (naszego wypieku) i herbatę. Pracownicy mogą kupić jedzenie po niższej cenie.
Widzimy potrzebę otwarcia szkoły podstawowej, ale brakuje personelu. Potrzeb jest wiele, ale nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim. Wybór jest trudny, czasem wręcz bolesny dla nas i naszych podopiecznych.
Serdecznie pozdrawiam i polecam się Waszym modlitwom i wsparciu ludzi dobrej woli.
siostra Helena Kamińska (opr. M.Ł.)