5 lip

Któż jak Bóg?

Zbyt piękną rzecz przeżyłem ostatnimi dniami, żebym zachował to jedynie dla siebie i w milczeniu... Będąc na Madagaskarze już 23 lata wiele rzeczy widziałem i wiele duchowych bojów stoczyłem na polu pierwszej ewangelizacji w bezpośrednim krzewieniu wiary. Ale to wydarzenie należny do wyjątkowych...

Ja osobiście jak i nasza nowa Parafia SVD w stolicy jeszcze jesteśmy pod wrażeniem tego cośmy przeżyli... Któż jak Bóg! To zawołanie Św. Michała Archanioła obwieszcza zwycięstwo, że tylko Bogu Jedynemu i Prawdziwemu cześć i chwała. O tym jak Bóg po raz kolejny ujawnił swą moc i skuteczność nad silami zła pragnę wam opowiedzieć.

Na Wyżynie, która przebiega przez środek Madagaskaru 80% to chrześcijanie. W tym regionie chlubną kartę ewangelizacji zapoczątkowali Jezuici przez ponad 100 lat. Ewidentna obecność Kościoła w życiu malgaszy w tym regionie nie oznacza, iż do końca tradycyjne wierzenia i praktyki magiczne z tym związane są już tylko wspomnieniem przeszłości. Obecnie posługuje w stolicy Madagaskaru, gdzie można by się było spodziewać, że postęp życiowy już automatycznie wyparł z życia codziennego pokusę okultyzmu czy spirytyzmu. A jednak życie mówi co innego...

Obszar naszej nowej SVD parafii dotyka krańców granicy stolicy Madagaskaru Antananarivo. I tu w jednej dzielnicy położonej pod stopami łańcuchu górskiego 50 lat temu usadowił się Rabotovao, malgasz z plemienia Betsileo. Wówczas w latach 60-tych teren ten był jeszcze gęstym lasem i miejscem zupełnie na uboczu. Rabotovao oddal się zupełnie praktykom magicznym. Uformował swego rodzaju figurę "bożka" kamiennego w formie kobiety i temu zaczął oddawać kult osobiście oraz ze swoją rodziną i tymi wszystkimi, którzy szukali pomocy sil magicznych przodków "Razana" za jego pośrednictwem. Do statuy cielca kamiennego przylega mały domek wypełniony po brzegi przedmiotami magicznymi wszelkiej maści: butelki z magiczną wodą, miski, kamyczki, koraliki, płótna, kawałki rożnych drzew itp. Pośrodku magicznego pokoju stoi swego rodzaju tron (krzesło magiczne), na którym czarownik zasiadał udzielać porad i obdarowując obficie przedmiotami i ziołami magicznymi, które miały być remedium na wszelkie problemy czy dolegliwości...

Rabotovao zmarł kilka lat temu. Pamięć po nim zachowała wspomnienie nadzwyczajnego i skutecznego czarownika. Do kontynuowania duchowego dziedzictwa przed swoją śmiercią wyznaczył jednego ze swoich synów. Pomimo śmierci czarownika rodzina nie odważyła się, aby zniszczyć miejsce tego pogańskiego kultu mimo, że wielu z nich było już chrześcijanami...Oswoili się z tym i żyli w obecności czarodziejskiego miejsca, pośród magicznych steli, kamieni i amuletów. Ale nieswojo było szczególnie tym, którzy już się deklarowali chrześcijanami. Swego czasu zawołali 20 liderów protestanckich, aby zniwelować to czarodziejskie miejsce wraz z domem, ale jak opowiadają- nie wyszło. Jakaś skryta siła poraniła kilku i w sumie odeszli z kretesem...I tak upłynęło kilka lat.

Kilkanaście dni temu z owego rodzinnego klanu 3 pary starszych i młodych zdecydowało się na chrzest i na ślub. Katecheza i przygotowanie duchowe obudziło w ich sercach pragnienie, aby całkowicie zerwać z pogańskim dziedzictwem przodka Rakotovao. Przyszli z tym problemem do mnie pytając co czynić? Odpowiedź mogła być tylko jedna: "Odwagi, z Chrystusem damy rade zrzucić to jarzmo"! Większość rodziny była już gotowa choć bała się zemsty przodków. Największy problem był ze synem, na którym ciążył "obowiązek" kontynuowania tradycji Rakotovao...

Ale któregoś dnia miał sen od swoich przodków zachęcając go do porzucenia starej tradycji i przyjęcia wiary. To dodało mu odwagi, że przyszedł do mnie ze swoim młodszym bratem (już katolikiem) mówiąc, że jest gotowy zerwać z kultem pogańskim. Ale potrzebował duchowego wsparcia oraz częściowego omodlenia. Ładnie przeżył tę modlitwę i wracał w lepszym nastroju. Wyznaczyliśmy dzień, w którym mieliśmy oczyścić kompletnie domostwo z czarodziejskiej figury, świątyni, amuletów, przyrządów itp. W przeddzień część rodziny przyszła, aby ich omodlić i umocnić przed tą „akcją” zerwania z kultem pogańskim. Bali się. Nie tylko oni, ale również chrześcijanie którzy mieli mi towarzyszyć, też odczuwali strach. Prosili o modlitwę, o spowiedź, aby być w godnej dyspozycji do stawienia czoła mocom czarodziejskim. W końcu to rzecz niesłychana, aby się odważyć na taki krok...

Wyznaczyliśmy datę na piątek, na godzinę 15.00. Zgromadził się cały rodzinny klan oraz grupa gorliwych chrześcijan, aby mnie wspomóc duchowo. Przyszło też niemało ciekawskich. W sumie tłum około 200 ludzi. Nie mogę powiedzieć, żebym zgrywał „bohatera”, też miałem lekki lęk, ale ufałem, że w tej próbie wiary i misjonarskiej odwagi Chrystus mnie nie zawiedzie. Oczyściłem serce w sakramencie pokuty i ruszyłem do czarodziejskiego miejsca...

Zgromadziliśmy się wszyscy wokół czarodziejskiej figury (około 1 metra wysokości i z betonu). Wezwaliśmy Matkę Najświętszą i Litanię do Wszystkich Świętych dla ochrony i wsparcia duchowego. Po czym w imię Chrystusa odmówiłem modlitwę egzorcyzmu prosząc o zniwelowanie wpływów czarodziejskich tego miejsca, figury centralnej, innych steli i kamieni. Zerwałem czarodziejskie płótna. Wziąłem duży młot i w imię Chrystusa zacząłem tłuc i rozwalać z pasją figurę czarodziejską, ołtarz pogański i inne kamienie... Kawałki kamieni i betonu skruszonego padały wokół. A lud stał i czekał co się będzie działo...Cała ta sceneria przypominała mi próbę wiary jaką stoczył Prorok Eliasz z prorokami Baala. A Chrystus nie zawiódł, nigdy w takich próbach wiary nie zawodzi. Lud pogański i chrześcijański widząc, że nic mi się nie dzieje, nabrał odwagi i zaczął mi pomagać wyrzucać i kruszyć doszczętnie pogańskie bożki oczyszczając doszczętnie to miejsce.

Przeszliśmy do czarodziejskiego domu swego rodzaju "świątyni". Tutaj podobny scenariusz. Modlitwa, pokropienie wodą święconą i solą egzorcyzmowaną i do dzieła. Ze ścian zrywałem wszelkiej maści amulety, z szuflad miski, talerze, butelki, kawałki czarodziejskich kawałków drewna itp. itp. Wszystko do wora i do wykopanego doła. Dół wypełnił się po brzegi... Podłożyłem ogień i koniec, został tylko popiół... O los czarodziejskiej studni i drzewa zapytałem rodziny... Poświęcić, ale nie niszczyć. Dobrze, niech i tak będzie. Wlałem święconą wodę do studni oraz sól, pobłogosławiłem i niech służy dobro ludziom. Ta pogańska „świątynia” była niejako pośród domostw... Teraz każda rodzina prosiła abym wszedł do środka ich domu, wyrzucił czarodziejskie kamienie i poświęcił dom. Oczywiście, nie mogę zatrzymać się w połowie drogi...

Domy pobłogosławione i jedna z rodzin przenosi wielką statuę Matki Bożej na miejsce dawnej czarodziejskiej figury... Nowe się zaczyna. Podczas całej tej akcji oczyszczania jestem tylko w stule fioletowej. Teraz przygotowujemy się do odprawienia uroczystej mszy św. w „czarodziejskim domku” już oczyszczonym i pobłogosławionym. Nastrój radości i uniesienia opanowuje nas wszystkich, że Chrystus zwycięża i wspiera swój lud w konkretnych sytuacjach.

Na znak chwały Bożej ubieram się w piękny złoty ornat i zasiadam na czarodziejskim tronie, świadom że reprezentuje Chrystusa Króla, na którego imię zegnie się wszelkie kolano i moce tego świata. Grupa gorliwych chrześcijan charyzmatyków już przygotowała liturgię, nawet organy się znalazły i śpiew chwały po raz pierwszy od wieków płynie ponad drzewami i domostwami poświęconymi Bogu żywemu. Słowo Boże według kalendarza pasuje na 100%. Mówi o Krwi Baranka, którą pomazane domostwa Żydów, zachowane były od nieszczęścia mściciela. Krzyczę na całe gardło żywą Kerygmę, że tylko Jezus jest Panem i Zbawicielem...

Ale to jeszcze nie koniec. Cały klan był związany tzw. "fady" czyli czarodziejskimi zakazami typu: „nie wolno jeść mięsa wieprzowego, albo kurzego, albo konkretnych roślin czy warzyw itp.”. Odmawiam specjalną modlitwę na koniec mszy św., aby uwolnić od bzdurnych zakazów, aby ludzie w spokoju mogli cieszyć się dobrem stworzenia. Na koniec braterski posiłek. To najprzyjemniejsze. Humory nam dopisują, smakujemy gorący ryż i kurczaka. Mnie jako „królowi chrześcijan” przypada uhonorowanie zjedzenia „tyłka” kurczaka...ha ha. Chętnie oddaje ten przywilej królowi klanu, którym to gestem z mojej strony jest naprawdę ucieszony.

Wieść o tym niezwykłym wydarzeniu roznosi się z elektroniczną szybkością po okolicy, że „biały człowiek” tj. „vazaha” odważył się stawić czoło duchom, którym całe życie niewolniczo służył „wielki Rakotovao”. Dla Chrystusa to nie taki wielki, po prostu biedny człowiek szukający po omacku „Światłości Świata”. Czy spotkam go tam. To tajemnica, ale w duchu miłosierdzia w niedzielnej mszy polecam wszystkich przodków tego klanu, żyjących i zmarłych. Ostatnie słowo należy do MIŁOŚCI....

O. Zdzisław Grad SVD - Madagaskar


Znajdź nas


Komisja Episkopatu Polski
ds. Misji


ul. Byszewska 1
skr. poczt. 112
03-729 Warszawa 4

tel. +48 22 679 32 35
[email protected]

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
123 0.10462117195129