19 wrz

Livingston

Kochani Moi!

Dziękuję z całego serca po pierwsze za każdego MISJONARZA. Waszą pamięć i wiadomości, a przede wszystkim za modlitwę i życzliwość.

Chce się trochę podzielić tym, co u mnie. Będąc w Zambii juz 9 miesięcy widziałam wiele pogrzebów, w wielu uczestniczyłam, ale jak to na początku bywa, nie znałam dobrze tych ludzi, i choć jest to zawsze wielki znak zapytania i żal szczególnie, gdy umierają małe dzieci, to jednak myślę, że to zupełnie inne doświadczenie, gdy umiera osoba, która znamy. Joyce miała dokładnie tyle lat, co ja-33 i 18-letniego syna. Jak niestety wiele kobiet nie miała męża. Pomagała sprzątać dom naszym svd ojcom. Polubiłam, często uczyła mnie pierwszych słówek w dialekcie, odwiedzałam ja w jej domu. Nigdy nie rozmawiałyśmy jednak o tym, ze może i ona ma AIDS. W ciągu jednego miesiąca zaczęła jednak bardzo chudnąć i chorować to na gruźlicę, to na żołądek. Czasem dawałam jej witaminy wierząc, ze?.Często pytała mnie: wyglądam lepiej, siostro??? Ja mówiłam, ze tak i wierzyłam, ze?Modliłyśmy się razem, ale w krótkim czasie, cierpiąc bardzo, Joyce zmarła. Parę dni później jeden z chłopaków zaangażowanych w ruchu młodych powiedział do mnie: wie siostra pojechałem na 10 dni do Lusaki. Gdy wróciłem dowiedziałem się, 9 osób- moich koleżanek i kolegów ?zmarło w tym czasie. Siostro MY UMIERAMY??. Często słyszę te słowa w uszach. Nie chce pisać smutnych listów, ale taka jest nasza Zambia. Śmierć Joyce i to zdanie wyzwoliło we mnie jakąś energie i odwagę, by naprawdę służyć ludziom całym moim sercem w moim apostolstwie, które właśnie polega na uświadamianiu ludzi o AIDS, o pomaganiu im żyć i umierać z ta choroba. Nie jest to łatwe i bałam się tego bardzo, bo przecież nie jestem pielęgniarką i nie jestem do tego przygotowana. Ale ufam, ze BOG się mną posłuży, no i nie jestem sama, mam grupę wspaniałych, młodych ludzi tak bardzo oddanych tej sprawie.

Czasem trudno zrozumieć, dlaczego tak to jest. Pierwsze przypadki AIDS w Zambii stwierdzono w 1985 roku-20 lat temu i niestety liczba zarażonych wzrasta, co dzień i przynosi plon śmierci. Ludzie wierzą w skuteczność prezerwatyw, łudzą się, ze może akurat im to się nie przytrafi, prezydent i rząd namawiają do używania prezerwatyw, rożnego rodzaju kościoły i religie kloca się o to czy prezerwatywy są dozwolone, czy nie, w radio, telewizji, w Kościele wszędzie się mówi o tym problemie. A liczba chorych rośnie  ? z 16 do 18% mieszkańców Zambii jest zarażonych. Nie musze pisać o ilości sierot?.Właśnie wczoraj byłam z lekcjami w jednej z wiejskich szkol. Na 512 uczniów 123 jest sierotami?.

Wydaje się czasem, ze cala akcja (ważną, zresztą) mówienia, uświadamiania, propagowania itp. zaczyna być jakąś pusta mowa, po której nic się nie zmienia w życiu ludzi. Jest prawda, ze nie ma w Zambii rodziny wolnej od problemu HIV/AIDS- albo samemu nosi się w sobie wirus, albo cierpi się z powodu choroby kogoś najbliższego. Ma się czasem wrażenie jakby lek przed AIDS był w powietrzu. I jest to dziwne, bo ludzie nigdy nie mówią o sobie, o tym, ze są zarażeni, zawsze mówią ogólnie lub o innych. Jedni nauczają, ze to choroba jak wiele innych i można z nią żyć. Inni przy każdej najmniejszej ranie zakładają rękawiczki. Kobiety nie wiedza czy lepiej być grubsza czy szczupłą. Kobieta przy kości- oznacza to, ze ma AIDS, ale ma pieniądze na leczenie. Szczupłą, jeszcze gorzej, ludzie podejrzewają, ze również ma AIDS, ale nie ma pieniędzy na leki, wiec wkrótce umrze. Gdy ktoś choruje na malarie i choroba przedłużą się o ponad 2 tygodnie sąsiedzi zaczynają cos podejrzewać - może to AIDS?.Liberalizm, modernizm, dekadentyzm i globalizacja przyczyniają się również do rozprzestrzeniania AIDS - przecież na cos trzeba umrzeć, nie można żyć w abstynencji, zaczęliśmy dawno aktywność seksualną teraz nie możemy przestać itp. itd. I tu właśnie włącza się wielka dyskusja o prezerwatywach. W Zambii wydaje się wielkie pieniądze na walkę z AIDS i również wielkie pieniądze na prezerwatywy, które nawet rozdawane były swego czasu za darmo. Najsmutniejsze jest chyba to, ze ludzie nie potrafią często umierać w pokoju. Odchodzą z tego świata niepogodzeni z tym, co ich spotkało, w złości i żalu, czasem buncie i nienawiści. Właściwie im dłużej się temu przyglądam i im głębiej w tym wszystkim uczestniczę tym częściej myślę, ze tylko wielkie nawrócenie do BOGA i zmiana stylu życia, którą będzie owocem jedności z Bogiem może przynieść tym ludziom uzdrowienie, nadzieje i radość życia. Przecież BOG jest obecny w życiu każdego człowieka i czeka na każdego. Może trzeba upaść na kolana, błagać o BOZE MILOSIERDZIE i sile do przemiany życia. Ale chce tez napisać o mojej wielkiej radości. Są nią młodzi ludzie, z którymi pracuje. Właściwie bez nich moje apostolstwo byłoby niemożliwe. To właśnie z nimi chodzimy do szkol, jeździmy do wiosek - właściwie oni są największym świadectwem, bo czyż to nie świadectwo życia, gdy mówią o abstynencji od seksu do czasu małżeństwa i o wierności w małżeństwie jako najlepszej i najpewniejszej drodze do zapobiegania i zmniejszenia ilości zachorowań na AIDS. Ja nie musze juz wiele mówić i przekonywać innych, gdy oni sami są dowodem na abstynencje i wierność. Bardzo mnie to umacnia, szczególnie tutaj w kulturze afrykańskiej, gdzie wielu ludzi mówi i głosi, ze abstynencja jest niemożliwą. Ostatnio podarowali mi piosenkę, której słowa brzmią mniej więcej tak: Potrzebujemy kogoś, kto będzie nas prowadził i wskazywał nam drogę, potrzebujemy ciebie, ale jeśli tobie będzie trudno i ciężar za wielki, pamiętaj nie będziesz sama, jesteśmy twoimi przyjaciółmi i będziemy ci pomagać?? Zadanie mam niełatwe, ale czuje się silna Bogiem i młodymi Zambijczykami. A jednocześnie wiem, jak bardzo delikatny to dar. Musze go pielęgnować i proszę Was módlcie się ze mną za nich, by im nie brakowało sił pozostać wiernymi temu, w co wierzą, a to nie jest łatwe. Myślę, kochani, że teraz rozumiecie, dlaczego widzę potrzebę mojego apostolstwa tutaj. Polecam się Waszej gorącej modlitwie. Pamiętajcie o misjonarkach i misjonarzach, prosicie Boga za naszych ludzi.

s. IZABELA SZŁUIŃSKA SSpS ZAMBIA

Livingston 19.09.2005


Znajdź nas


Komisja Episkopatu Polski
ds. Misji


ul. Byszewska 1
skr. poczt. 112
03-729 Warszawa 4

tel. +48 22 679 32 35
[email protected]

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
120 0.083724975585938