9 Maj

MADAGASKAR

 

WSZELKICH BOŻYCH ŁASK Z OKAZJI WIELKANOCY ŻYCZĄ

PARAFIANIE Z KSIĘDZEM PROBOSZCZEM LUDWIKIEM WAWRZECZKO MSF

Z MANDABE NA MADAGASKARZE

 

Ksiądz Ludwik Wawrzeczko jest misjonarzem ze Zgromadzenia Świętej Rodziny i od 2004 roku pracuje na Madagaskarze. Można powiedzieć, że podążył śladem swojego starszego brata Antoniego, również misjonarza MSF, który 10 lat wcześniej wyjechał na Madagaskar i pracuje w buszu w bardzo trudnych warunkach. Obecnie ksiądz Ludwik jest proboszczem parafii w Mandabe, mieście leżącym w dystrykcie Mahabo. Wcześniej był wikariuszem w różnych placówkach misyjnych.

 

 

Z DOBRĄ NOWINĄ W BUSZ

Liturgia Paschalna

 Wielkanoc minęła nam w świetle Zmartwychwstania Chrystusa i w cieniu plagi szarańczy. Takie są uroki życia. Po Wielkanocy wybrałem się na tourne po wioskach, odwiedzając nie tylko te, gdzie mamy już swoje placówki, ale także zaglądając do innych z Dobrą Nowiną. I tak jeszcze przed świętami dowiedziałem się, że istnieje taka wioska jak Mangotrky (tzn. dobra zabawa, udane święto), oraz że mieszka tam dawny szef Legionu Maryi z naszego miasteczka, który „na emeryturę” przeniósł się w rodzinne strony. A że to daleko od kościoła, lekarza, problemów wiele, pomocy nie ma, więc wrócił do praktyk pogańskich. Postanowiłem go odwiedzić.

szarańcza w Wielką Sobotę

Wcześniej jeszcze wysłałem list do szefa wioski, żeby poinformował ludzi, że przyjdzie ksiądz i jakby ktoś chciał się modlić, to będzie okazja. Taka informacja posłana wcześniej jest ważna z dwóch powodów. Po pierwsze, można przyjść do wioski i nikogo w niej nie zastać. Bo normalnie ludzie nie siedzą w wiosce, tylko na polach, i tylko okazyjnie zaglądają do swoich chat. A po drugie, wioska może sobie nie życzyć przybycia księdza. Kontakt z kapłanem powoduje „utratę mocy” ich amuletów. I zdarza się, że są ludzie, którzy unikają kontaktu z Kościołem właśnie z tego powodu. Odpowiedź wioski była pozytywna: Niech ksiądz przyjdzie, czekamy.

Przybyłem do wioski rano, na muszli odegrano sygnał, aby poinformować ludzi na polach o moim przybyciu. Przyszło bardzo niewiele osób. Szef wioski, okazało się że to dawny uczeń naszej szkoły, kilku mężczyzn z jego rady, oraz kilka kobiet, które gdzieś tam kiedyś otarły się o chrześcijaństwo. Wszystko trwało kilka godzin. Najpierw trzeba było się zejść, zajęło to ze dwie godziny. Później ustalono, że trzeba godnie przyjąć gościa. Więc kolejne dwie godziny na przygotowanie posiłku: kaczka i ryż. Zwyczajowe przyjęcie gościa. A dopiero później oficjalne przyjęcie, mowy powitalne. Oczywiście okazało się, że nic nie ma za darmo. Jak najchętniej wioska mnie przyjmie, mogę przychodzić, modlić się, ale oni też chcieliby mieć coś z tego: żebym im postawił szkołę. W wiosce jest już szkoła państwowa, ale nie mają budynku, tymczasowo mieści się ona w jednej z rozlatujących się chat, którą już opuścili jej właściciele, chyba ze względu na zły stan techniczny.

rada wioski Mangotrky

Zaproponowałem im takie rozwiązanie: Że jeśli już mają szkołę państwową, to nie będziemy na siłę zakładać szkoły katolickiej (z życia wiem, że byłoby to korzystne dla wioski, jeśli byłaby w niej szkoła katolicka, bo u nas nauczyciel jest kontrolowany i lekcja musi odbywać się systematycznie. Ale nie mam pieniędzy na otwarcie nowej szkoły, przygotowuję się do zamykania szkół już istniejących, z powodu braku pieniędzy na wypłaty dla nauczyciela). Zaproponowałem, że możemy wspólnie postawić kaplicę, która do czasu wybudowania przez wioskę budynku szkolnego będzie służyła za szkołę. Wioska daje to, co jest w stanie dać od siebie, czyli buduje gliniane ściany, a ja stawiam blaszany dach i betonową posadzkę, czyli to co trzeba kupić. Zależało mi na tym, aby wioska też dała swój wkład, a nie tylko czekała na prezenty.  Umówiliśmy się, że za miesiąc przyjdę ponownie do wioski aby się pomodlić, a oni w tym czasie omówią w swoim kręgu tę propozycję. Jeśli by to zależało ode mnie, to szkoła i kaplica powstałaby w ciągu dwóch, trzech miesięcy. A licząc na współpracę miejscowej ludności, może to potrwać dwa, trzy lata. Ale uważam, że lepiej robić coś z nimi, niż obok nich. No i na koniec się pomodliliśmy.

Szkoła w Mangotrky

Jeszcze przed opuszczeniem wioski zatrzymałem się przy szkole, zrobiłem zdjęcie z kilkoma dzieciakami, które bawiły się w pobliżu, wszedłem do środka i byłem zszokowany. Nie tym, że stan ścian i dachu był fatalny, że nie ma okien ani drzwi, tylko dziury po nich. Nie tym, że nie ma podłogi czy ławek, a jedyny mebel jaki tam ujrzałem to tablica. W miejscu, w którym powinna być data ostatniej lekcji, była data 17 grudzień 2010 r. A ja tam byłem  29 kwietnia  tego roku. Przez trzy i pół roku w tej klasie się nie uczono, chociaż jedna z osób, która w wiosce mnie przywitała, to pani nauczycielka, opłacana co miesiąc z kasy państwowej. Tak wygląda szkoła państwowa na Madagaskarze, w małych wioskach w buszu.

Oby mimo wszystko Słowo Boże do nich dotarło, gdyż bez Boga nie będzie rozwoju tego kraju. Niech Pan błogosławi i strzeże.

Ludwik Wawrzeczko  MSF

 (opr. M.Ł.)

 


Znajdź nas


Komisja Episkopatu Polski
ds. Misji


ul. Byszewska 1
skr. poczt. 112
03-729 Warszawa 4

tel. +48 22 679 32 35
[email protected]

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
122 0.096005916595459