12 gru

Migawka misyjna z Madagaskaru

ks.Ludwik Wawrzeczko, Madagaskar

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.

Mogę sobie wyobrazić że w Polsce coraz zimniej, pomalutku wyciąga się coraz to cieplejsze ubrania z szafy. Trochę Wam współczuję. My tutaj na Madagaskarze mamy się wspaniale, można się opalać do woli. Jednakże nikt z Malgaszy nie myśli o opalaniu, szukamy cienia i modlimy się o deszcz. Kiedy w Europie jest słotna jesień czy też zima, to na Madagaskarze mamy największe upały, a marzą się nam deszcze aby trochę schłodziły temperaturę i nawodniły ziemię. Jesteśmy społeczeństwem rolniczym, od ilości deszczu zależy nasze codzienne życie. Jego brak jest dla nas zabójczy. Chociaż i nadmiar nie będzie mile widziany.

Ostatni miesiąc miałem bardzo udany w pracy duszpasterskiej. Pan Bóg jakoś to tak fajnie poukładał że niespodziewanie udało się nam wyrwać ze stagnacji kilka kaplic bocznych, a nawet wskrzesić ponownie do życia jedną umarłą. Nałożyło się na to kilka okoliczności. Punktem wyjścia są siostry zakonne, Orionistki, które pracują u nas na parafii. Mają dość pracy na miejscu, szczególnie w szkole ale i nie tylko, więc trudno jest im wyrwać się na objazd po wioskach. Ale i też sposób życia sióstr jest bardziej rygorystyczny niż księdza. Np. wyobraźmy sobie Siostrę kąpiącą się w rzece, i to nie dla przyjemności, ale codzienna kąpiel ze względów higienicznych. My tutaj nie mamy toalet, prysznicu, żyjemy jak matka natura przykazała. Ale w tym miesiącu i szkoła jakoś pofolgowała, i matka przełożona przymknęła oko także siostry mogły pojechać na wioski, co tydzień jakaś inna grupa. No i deszcze jeszcze nie spadły także można było jechać samochodem, bo od przyszłego miesiąca powinny być już błotka i wezbrane rzeki. Samochód trzeba będzie odstawić na bok, do podróży pozostanie rower a gdzieniegdzie nogi.

 

 

 

 

 

 

 

 

Wyjazdów było kilka, od dwudniowego do tygodniowego. Każdego dnia inna wioska. Program mniej więcej podobny, ale zawsze inny bo spotkanie z innymi ludźmi. Przyjazd wioski, przywitanie się ze wszystkimi mieszkańcami bez względu czy się modlą czy też nie. Katecheza dla dzieci, katecheza dla dorosłych, połączona z nauką śpiewu, bardzo często wspólny posiłek pod kościołem; wieczorem wspólna zabawa, poranna Msza św., i w drogę do następnej wioski. Do większości wiosek, do których dotarliśmy, siostry przybyły po raz pierwszy, co wzbudziło duże zainteresowanie, szczególnie młodego pokolenia: „Dlaczego one noszą takie długie ubranie, przecież jest upał?” To był dobry początek na zawiązanie znajomości, a później już entuzjazm sióstr rozgrzewał atmosferę. Także pożegnanie było radośniejsze niż przywitanie.

 

 

 

 

 

 

 

 

Najbardziej zadziwiające były odwiedziny wioski o nazwie Adranomafana (ciepła woda). Kościół był tam założony już ponad 20 lat temu, kiedy to duch misyjny wiał mocniej w naszej diecezji, obecnie jakby trochę przestało „wiać”, może bardziej skupiono się na pracy w centrum, zaniedbując wioski. Także Kościół w Andranomafana przez kilka lat nie widział księdza, aż podupadł całkowicie aż do zamarcia, a sama kaplica czekała tyko mocniejszego wiatru aby zamienić się w kupę gruzu. Od dwóch lat będąc w tym regionie staraliśmy się na nowo wskrzesić tutejszy Kościół, ale nie za bardzo nam to szło. Jeśli ksiądz przyjechał do wioski to się modlono, ale jak wyjechał to tylko świnie, kury i psy zawitały w progi świątyni.

Proboszcz był zdziwiony że chcemy tam jechać, bo w jego planach była rozbiórka tamtejszej kaplicy, gdyż z informacji jakie on otrzymywał od dawnego katechisty, który obecnie jest szamanem, wynikało że nikt tam się nie modli, a co się da to jest rozkradane. Jechaliśmy tam ze złamanym sercem aby zapowiedzieć mieszkańcom decyzję o rozbiórce domu bożego. Kiedy po miłym przywitaniu powiedzieliśmy szefowi wioski o decyzji proboszcza, był on zszokowany, od razu odegrano sygnał na muszli w celu zwołania starszyzny wioskowej.

A my w tym czasie spotkaliśmy się z mieszkańcami wioski, rozmowy, katecheza, nauka śpiewu. Po jakimś czasie poproszono nas na spotkanie rady wioski. Zapewniano nas o wielkiej sympatii do Kościoła, przepraszano za taki stan świątyni i obiecano poprawę. Trochę z przymrużeniem oka przyjęliśmy słowa starszyzny, bo „obiecać to nie grzech”.

Tak jakoś Pan Bóg to poukładał że tydzień przed nami do wioskowego ośrodka zdrowia przydzielono pielęgniarza, który wcześniej uczył się w naszej szkole katolickiej i to on wziął w swoje ręce poprowadzenie chrześcijańskiej wspólnoty w Andranomafana. Wieczorem wspólna zabawa, bardzo udana. Poranna Msza św. o dziwo coś ze 30 osób, to dużo jak na nasze warunki. Pożegnaliśmy się i pojechaliśmy do następnej wioski. Po tygodniu w stacji głównej pojawił się pielęgniarz pokazując nam zdjęcia z telefonu że wszystkie dziury w ścianach pozaklejane, także zwierzęta już nie wejdą, opodatkowano się aby zakupić belki na remont dachu i deski na okna i drzwi. A co najważniejsze w minioną niedzielę modlono się. Duch tchnie kędy chce.

Bardzo dziękujemy za wszelką pamięć o nas.

A z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia życzę wszystkiego najlepszego. Niech Boża Dziecina rodzi się codziennie we wszystkich ludzkich sercach, zarówno polskich jak i malgaskich.

ks. Ludwik Wawrzeczko  MSF

Zobacz również: 


 

 

Jeżeli chcesz wspomóc działalność misyjną ks. Ludwika, możesz przekazać dowolną ofiarę pieniężną na konto:

Nazwa konta: Komisja Episkopatu Polski ds. Misji

Konto – PEKAO S.A. I O/ Warszawa

Numer konta: 06 1240 1037 1111 0000 0691 6772

Tytuł przelewu –  Patronat LUDWIK WAWRZECZKO


Znajdź nas


Komisja Episkopatu Polski
ds. Misji


ul. Byszewska 1
skr. poczt. 112
03-729 Warszawa 4

tel. +48 22 679 32 35
[email protected]

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
123 0.11333084106445