Most który łączy
br.Piotr Michalik OFMCap, Rep. Środkowoafrykańska
Most który łączy. W swej naturze most ma to do siebie że łączy. Konkretnie dwa brzegi rzeki by się swobodnie przemieszczać w obie strony. Odgrywa wtedy funkcję komunikacyjną, ekonomiczną, strategiczną itp. Jednak może spełniać jeszcze ważniejszą rolę, może łączyć ludzi. Mówi się o spotkaniu na środku mostu ludzi różnych kultur, często zantagonizowanych, których dotychczas wszystko dzieliło i często zwracało jednych przeciwko drugim. Mówiąc krótko : most może zbliżać ludzi.
Czegoś takiego doświadczyliśmy w naszej misji w Ngaoundaye. Do jednej części naszej parafii gdzie znajduje się kilkanaście dużych wiosek, nie da się dojechać samochodem. Dlaczego ? Brakuje mostów. Konsekwencje: izolacja tego regionu, rozwój ekonomiczny zahamowany, funkcjonowanie szkół, wiejskich ośrodków zdrowia itp. sparaliżowane, dostęp do artykułów pierwszej potrzeby utrudniony, przemieszczanie się ludzi tylko na piechotę, rowerem lub motorem (ci bogatsi). Oprócz tego mieszkańcy regionu czują się pozostawieni przez rząd środkowoafrykański na pastwę losu. Nikt nic nie zrobił by coś zmienić w tej kwestii. Ten fakt na pewno nie poprawiał ich samopoczucia. Raczej rodził fatalizm w ich sercach – „nic się nie da zrobić”... Nadto, zwłaszcza w ostatnich czasach, relacje międzyludzkie pozostawiały wiele do życzenia. Dwa dominujące w tym regionie plemiona (Gbaya i Pana) ignorują się wzajemnie, nie znając języka sąsiadów. Natomiast relacje między rolnikami (Gbaya i Pana) i hodowcami zwierząt (Mbororo) były wręcz złe. Z jednej strony kradzieże krów, z drugiej niszczenie pól przez potężne stada, pozostawiło wiele uprzedzeń i ran w sercach ludzi. Obecność rebeliantów w tym miejscu jeszcze dolała oliwy do ognia. Wszelkie mosty łączące ludzi zostały zerwane...
Od pewnego czasu, razem z ludnością tych wiosek, przymierzaliśmy się do budowy brakujących mostów. Pomysł chwycił. I Bogu dziękować – wielu ludzi zaangażowało się w tą pracę. Fundacja „Kapucyni i Misje” znalazła środki na ten cel. Pan inżynier Wojtek polecony przez mego brata Krzysia (też inżyniera) przygotował projekt mostu i udzielił mi przyspieszonego, korespondencyjnego kursu budowlanego. Mieszkańcy tego regionu, w „czynie społecznym” wykonywali liczne i uciążliwe prace. Moi współbracia (Pio, Robert, drugi Robert...), siostra Gosia i inne życzliwe dusze, wspierały mnie jak mogły, by ten projekt został sfinalizowany.
Prace zostały rozpoczęte w styczniu i tak naprawdę będą zakończone dopiero za kilka dni. Jest już naprawiona droga (dotychczas przejeżdżały nią tylko jednoślady, a teraz mają nią jeździć samochody). Nawet samo to było godne podziwu: ponad 20 km drogi w naprawdę katastrofalnym stanie zdołali naprawić, mając do dyspozycji tylko łopatę, kilof i motykę – jestem pełen szacunku. Następnie wykonaliśmy trzy przepusty wodne i na koniec pozostał most, wisienka na torcie, w miejscowości Wantounou (czyta się „Łantunu”). Podaję nazwę miejscowości, bo ludność tej małej osady, liczy tylko 152 osoby, a spisała się na medal. Przez całe pięć miesięcy byli na pierwszym froncie robót. I nic ich nie zniechęcało, nawet tragiczna śmierć Vincent, szesnastolatka zabitego w napadzie rabunkowym przez młodych pasterzy krów. Akurat tego feralnego dnia przyjechałem tam, by wznowić prace. Po poranku spędzonym przy ciele zabitego i po pogrzebie, po południu wróciliśmy do aktywności przy moście, a po kilku dniach również najbliższa rodzina chłopaka, na nowo pojawiła się na placu budowy.
Obserwując jak prace posuwają się do przodu, byłem pełen radosnego zdumienia, jak ten most, który jeszcze nie powstał, już zaczął łączyć ludzi. Społeczność wszystkich okolicznych wiosek i tych zamieszkanych przez Gbaya i tych zamieszkanych przez Pana zaangażowali się w wykonanie różnych prac (naprawa drogi, przepusty wodne, most). Jedni
dali więcej swego czasu i energii, inni mniej, ale u wszystkich było widać zapał – byli świadomi, że most to ich szansa na lepsze jutro. Być może jedyna, druga może już się nie pojawić. Przy budowie mostu często można było zobaczyć ludzi z okolicznych wiosek, jak przystają na chwilę w swej podróży, by zobaczyć stan robót. Również okoliczni Mbororo odwiedzali regularnie pracujących, jednak nie tylko by popatrzeć i powiedzieć „courage” (odwagi). Oni też autentycznie cieszyli się z realizacji tego mostu i na swój sposób starali się pomóc. Na przykład stary aladji Amadou przynosił nam mleko od swoich krów. Jego brat pewnego dnia przyprowadził owce ze swego stada. Albo jeszcze innego dnia cała rodzina Mbroro (dziadek, ojciec, młodzieńcy i dzieci) pomagała nam w transporcie kamieni.
Niekiedy stawałem na uboczu i obserwowałem. Ci którzy jeszcze tak niedawno patrzyli na siebie wilkiem, teraz pracują ramię w ramię, rozmawiają, śmieją się, mają dla siebie dobre słowo a kobiety razem pichcą coś do jedzenia dla robotników. Czułem wtedy radość, że jest jeszcze ten dodatkowy, dotykający głębi ludzkich serc efekt budowy mostu... Nawet rebelianci dostroili się do ogólnej atmosfery towarzyszącej tej pracy. Nie tylko że nie przeszkadzali, ale na swój sposób starali się wspierać to dzieło (przynajmniej niektórzy), np. dali trochę pieniędzy na kupno żywności. Oczywiście nie zawsze było różowo. Trudności nie brakowało. Najważniejsze jest jednak to, że potrafiliśmy je wszystkie pokonać.
Naprawdę jest za co Bogu dziękować.
br. Piotr Michalik OFMCap
Bocaranga, 14.05.2018
PS Do zbudowania pozostał jeszcze jeden most, ale to poczeka spokojnie na następną porę suchą.
Zobacz również:
Jeżeli chcesz wspomóc działalność misyjną br. Piotra, możesz przekazać dowolną ofiarę pieniężną na konto:
Nazwa konta: Komisja Episkopatu Polski ds. Misji
Konto – PEKAO S.A. I O/ Warszawa
Numer konta: 06 1240 1037 1111 0000 0691 6772
Tytuł przelewu – Patronat PIOTR MICHALIK