Napad na misję w Republice Środkowoafrykańskiej
„To była prawdziwa apokalipsa ognia; oenzetowskie siły pokojowe nie stanęły w obronie bezbronnej ludności”. Tak w rozmowie z włoskim pismem Tempi o. Robert Wnuk OFM Cap opisuje atak 60 uzbrojonych po zęby muzułmańskich rebeliantów na miasto Bocaranga w Republice Środkowoafrykańskiej i tamtejszą misję kapucynów. Po pierwszych, szczątkowych informacjach o czterogodzinnej napaści, 18 zabitych i dziesiątkach rannych dochodzą kolejne szczegóły.
Podkreśla się, że atak był tym większym zaskoczeniem, iż północno-zachodni rejon kraju, gdzie leży Bocaranga, uważany był dotąd za stosunkowo spokojny, w przeciwieństwie do wschodu, który pozostaje wciąż w rękach rebelii.
„Po tym, jak usłyszałem kule uderzające w bramę naszej misji, wyszedłem naprzeciw napastnikom. Oczywiście bałem się, ale pozostanie w pokoju na nic by się nie zdało. Liczyłem, że przyszli przede wszystkim kraść, i tak też było” – opowiada polski misjonarz od 15 lat pracujący w tym kraju. Z misji zrabowano pieniądze, komputer, telefony i motocykl. „Apokalipsa ognia trwała cztery godziny i przez ten czas z oenzetowskiej bazy sił pokojowych MINUSCA, gdzie jest 10 tys. żołnierzy, nikt nam nie przyszedł z pomocą. Pojawili się, jak już było po wszystkim, mówiąc ludziom, że zadbają o ich bezpieczeństwo. Jednak tym żołnierzom nikt już nie ufa” – podkreśla kapucyn.
„Celem ataku było zniszczenie ekonomii naszego miasta i zepchnięcie ubogiej ludności do jeszcze większej nędzy” – uważa misjonarz. Zniszczono 30 sklepów i spalono dwie ciężarówki. Ludzie schronili się na sawannie. Noc wciąż spędzają w buszu bojąc się, że oprawcy jeszcze powrócą. Instytucje państwa, poza stołecznym Bangi, nigdzie nie działają, nie obowiązuje żadna władza. „Nikt nam nie pomaga. Kobiety rodzą w buszu, bez najmniejszej opieki. Sytuacja jest dramatyczna” – mówi polski kapucyn. Zapewnia jednocześnie, że mimo napiętej sytuacji misjonarze zostaną przy cierpiącej ludności. „Nasza obecność dodaje im odwagi i nadziei, a dzwon bijący codziennie na Anioł Pański jest znakiem tego, że nie są sami” – podkreśla o. Wnuk.
RV / Bangi