Patron dnia: Bł. Jan Beyzym (12 października)
Po śmierci jezuity o. Jana Beyzyma w 1912 r. opinia o jego świętości była powszechna – zarówno na Madagaskarze, gdzie zmarł z przemęczenia i chorób, jak i w Galicji, gdzie był bardzo znany. Współczesna prasa francuska nazywała go „samarytaninem Madagaskaru”. Mieszkańcy tej afrykańskiej wyspy pamiętają go do dzisiaj, a dla lekarzy i misjonarzy jest prekursorem nowoczesnej opieki medycznej nad trędowatymi.
Przyszedł na świat 15 maja 1850 roku w majątku Beyzymy Wielkie na Wołyniu (dzisiejsza Ukraina). Na misje wyjechał bardzo późno - kiedy dobiegał już pięćdziesiątki, 26 lat po wstąpieniu do zakonu. Jeszcze na początku 1898 r. (rok przed wyjazdem) o. Beyzym pisał do generała zakonu Ludwika Martina: „Przepraszam pokornie, że śmiem dokuczać tak natrętnie, ale jak sobie wspomnę, że tyle tysięcy trędowatych tak silnie cierpi i umiera bez pomocy tak duchowej, jak i doczesnej, (...) to trudno mi czekać spokojnie tak długo na rozkaz odpływu”. Twardy, prostolinijny zakonnik szybko zyskał miłość Malgaszy. Przez pierwsze trzy lata (1899-1902) opiekował się trędowatymi w państwowym schronisku w Ambahivoraka. Nie bał się żadnej pracy: opatrywał rany, mył chorych, robił zastrzyki. O. Beyzyma maluje się w fartuchu nałożonym na sutannę. Wybrał taką służbę, przekonany, że miłość i szacunek należą się każdemu człowiekowi – nawet najbardziej pogardzanemu. Chciał dotrzeć do nich z Ewangelią i sakramentami. „Jeszcze ich języka nie umiem – pisał tuż po przyjeździe – ale mieszkam między nimi, aby biedacy mieli Mszę św. i ratunek w razie konania”. W 1902 r. o. Beyzym postanowił wybudować na Madagaskarze ośrodek, w którym trędowaci mieliby zapewnioną opiekę medyczną i duchową. Dość szybko udało mu się zebrać fundusze (głównie od rodaków z Polski), i w 1911 r. w Maranie został oddany nowoczesny szpital pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej. Należał do najlepiej wyposażonych i zorganizowanych na świecie. Jezuita przeprowadził swój plan mimo olbrzymich problemów finansowych i organizacyjnych, oporu władz kolonialnych (w listach wiele pisze o antyklerykalnym, a nawet antychrześcijańskim nastawieniu kolonialnej administracji francuskiej), a nawet niezrozumienia ze strony współbraci. Niemal do ostatnich dni chciał jeszcze wyjechać na Sachalin – wyspę miedzy syberyjską Rosją a Japonią, miejsce zesłania wielu polskich patriotów, ale i zwykłych kryminalistów. Podjął już starania w Petersburgu, miał obmyślaną podróż. Nie zdążył – zmarł w 1912 r.
jw (KAI)