Powrót na Czerwoną Wyspę
Serdecznie pozdrawiam wszystkich Przyjaciół Misji współpracujących z Komisją Episkopatu Polski ds. Misji. Siedziba Komisji Misyjnej jest naszym domem w czasie wakacji i za ten dom z serca dziękuję !
Urodziłem 14 marca 1966 r. w Nowym Mieście Lubawskim. Ukończyłem tam również szkołę podstawową, a następnie wstąpiłem do Niższego Seminarium Duchownego w Markowicach prowadzonego przez Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Nowicjat odbyłem w Kodniu nad Bugiem w tymże zgromadzeniu zakonnym, a następnie rozpocząłem studia filozoficzno-teologiczne w Obrze. Tam kształtowało się moje powołanie kapłańsko-misjonarskie. Po święceniach, mając już obediencję na Madagaskar, pracowałem jako wikary w Kędzierzynie Koźlu, a następnie wyjechałem w 1994 roku na naukę języka francuskiego do Paryża. Dnia 8 sierpnia 1995 roku wylądowałem na Czerwonej Wyspie Madagaskar, co było spełnieniem moich misjonarskich marzeń.
Na początku uczyłem się języka malgaskiego, a następnie wyjechałem na moją pierwszą misję do Marolambo, położonego w pięknym górzystym terenie, gdzie pracowałem w buszu pośród plemienia Betsimisaraka. Potem byłem superiorem i ekonomem tej misji.
Następnie pracowałem przez 5 lat pośród rybaków w Apostolacie Morza. Odwiedzałem wioski rybackie, animowałem rybaków i marynarzy, pracowałem z dziećmi i młodzieżą. Następnie przez trzy lata byłem proboszczem parafii p.w. Matki Bożej z Lourdes, która jest największą parafią w dużym mieście portowym Tamatave. Parafia ta jest bardzo dobrze zorganizowana pod względem animacji świeckich, aby brali udział w odpowiedzialności za życie tej dużej społeczności parafialnej.
Po tym doświadczeniu pastoralnym zostałem zamianowany Superiorem Delegatury Misjonarzy Oblatów na Madagaskarze. Funkcję tę pełniłem 6 lat. Był to czas pełen rozwoju i doświadczeń. W tym czasie otworzyliśmy misję na wyspie La Reunion (Departament Francji) oraz misję p.w. św. Jana Pawła II w diecezji Morondava.
W 2015 roku, po ukończeniu funkcji Superiora Delegatury wyjechałem do Polski aby przeżyć rok sabatyczny.
Następnie dnia 16 kwietnia 2016 r. wróciłem już na moją Czerwoną Wyspę jak ją nazywamy. Przy tej okazji chciałbym na łamach tego listu podziękować wszystkim dobrodziejom i znajomym za wszelką życzliwość, jaką okazaliście mi podczas mojego roku sabatycznego. Dziękuję za wszelkie dobro, które pomogło mi naładować na nowo “misyjne baterie”, aby kontynuować moją misję na Madagaskarze. Wielkie BÓG ZAPŁAĆ ! Liczę na dalszą życzliwość, a zwłaszcza na Wasze duchowe wsparcie, którego najbardziej potrzebuję.
Po roku nieobecności na Madagaskarze zauważyłem dużą degradację tego pięknego kraju. Doskonale i trafnie wyrażają o tym swoją opinię biskupi malgascy, którą to pozwolę sobie poniżej przytoczyć: „Dramatyczną sytuację Madagaskaru przedstawił episkopat tego kraju na zakończenie swych obrad plenarnych. Biskupi z niepokojem zauważają szerzącą się przemoc, zakłamanie i zubożenie społeczeństwa. Zwracają uwagę na sytuację zwykłych obywateli pozostawionych własnemu losowi, częste porwania i egzekucje, a przede wszystkim zagrożenie suwerenności państwa. Malgascy hierarchowie wskazują na niezdolność rządzących do rozwiązywania problemów, coraz to bardziej widocznych i niszczących ich kraj. Szczególną uwagę skupiają na wciąż rozpowszechnioną korupcję, zwłaszcza w zarządzaniu narodowymi bogactwami naturalnymi. Chodzi tu między innymi o nielegalne wykorzystywanie drewna różanego, złota i innych kamieni szlachetnych. Skarżą się na brak odpowiednich przepisów prawnych oraz poszanowania dla legislacji i wartości społeczeństwa Madagaskaru, „sprzedawanych” w zamian za nielegalne zyski, przy czym „ludność jest okłamywana”. Podobny apel w sprawie tej plagi malgaski episkopat wystosował już w ubiegłym roku. Zwrócono wówczas uwagę na szerzenie się „kultury korupcji”, oszustwa wyborcze oraz używanie kłamliwych informacji, by aresztować obrońców wolności, co podważa autorytet państwa.”
Jestem tu kilkanaście dni, a już doświadczyłem tej atmosfery wewnętrznego kryzysu i pogłębiającej się biedy. Po kilku dniach pobytu w stolicy, wyruszyłem w kierunku mojej przyszłej diecezji Morondava, gdzie mam pracować. Ze stolicy Antananarivo wyjechaliśmy o 05.00 rano, aby przebyć 650 km. Zrobiliśmy to w 12 godzin – i tak nieźle jak na stan drogi. Kiedy instalowałem się w naszej już istniejącej misji p.w. św. Jana Pawła II, powoli otwierały mi się oczy na sytuację w tym kraju. Kiedy odwiedzałem chorych w szpitalu, gdzie oprócz łóżka trzeba wszystko ze sobą przynieść tj.: prześcieradło, poduszkę, ręcznik itd., spotykałem różnych ludzi. Znajdowali się tam chorzy na malarię, tyfus, filariozę i inne choroby, ale także ludzie postrzeleni kulą z broni palnej, co świadczy o napadach w tym regionie. Podszedł również do mnie ojciec 15-letniego chłopaka, proszący o pieniądze na leki. Został on postrzelony przez dahalu (tak nazywają się bandyci), którzy napadli na ich spichlerz ryżowy, a chłopak bronił dobytku. Madagaskar staje się bardzo niebezpieczny, gdyż ci którzy nim zarządzają nie dbają o bezpieczeństwo obywateli.
Następnym etapem była podróż do naszej przyszłej misji Befasy, oddalonej prawie 50 km od Morondava, gdzie obecnie mieszkam. Pojechaliśmy tam z ojcem Adamem Szulem, ekonomem naszej Delegatury, wynajętym samochodem. Podróż trwała 4 godziny przez piaszczystą drogę oraz przez szeroką rzekę Kabatomena. Można ją przejechać samochodem terenowym tylko w okresie suchym. Trzy miesiące w roku droga jest nie przejezdna z racji wysokiego stanu rzeki.
Pierwsze wrażenia po przybyciu do miasteczka Befasy (bo to jest miasto !!!) było nieciekawe. Miasteczko brudne, domy zaniedbane, nie ma zieleni, drogi piaskowe, budynek szkoły publicznej bez drzwi, okien i ławek – ponoć wszystko ukradziono! Ludzie mówią, ze złodzieje biorą się za sufit! Budynek żandarmerii brudny i zaniedbany, budynek szpitalny – widok nieciekawy. Ludzie mówią że czasem pojawia się lekarz. No i wreszcie zbliżamy się do misji, do kościoła, a raczej do jednego budynku, murowanego, dość dużego, częściowo się rozwalającego. Nie ma domu misjonarskiego, oczywiście oprócz domu bożego wymagającego gruntowego remontu.
Patrząc na to wszystko wstępuje we mnie misjonarski optymizm, kiedy przed kościołem widzę figurkę św. Tereski od Dzieciątka Jezus, ustawioną na kilku kamieniach. To ona wita nas Oblatów na swoich włościach, a więc jest już dobrze, to miejsce jest dla misjonarzy. Kiedy widzę grupę dzieci wychodzących z budynku, który nazwałem kościołem, mój optymizm się potęguje. Dzieci to przecież przyszłość misji, a więc jest w kogo inwestować. Kiedy wspólnie z ojcem Adamem Szulem, naszym ekonomem prowincjalnym, weszliśmy do środka budynku, zobaczyliśmy kilka pomieszczeń, które były klasami dla dzieci. Pomieszczenie, w którym znajdował się ołtarz i tabernakulum, było również klasą szkolną. Dzieci u Pana Jezusa, nic dodać, nic ująć ! Prezbiterium od reszty Kościoła było oddzielone jakąś firanką. Cały budynek nadaje się do przebudowy, jest on w opłakanym stanie i grozi zawaleniem!
Kolejne zaskoczenie, a jednocześnie wyzwanie to właśnie ta szkoła. Totalny prymityw, połowa dzieci w pomieszczeniach nie ma ławek ani biurek szkolnych, tylko piszą na pół leżąco na posadzce (może to styl rzymski?). Ale oczywiście dzieci są radosne i uśmiechnięte – chodzą przecież do szkoły nie tak jak inne dzieci, których na to nie stać. Dlaczego nie stać? Rodzice nie są w stanie zapłacić parę groszy za naukę, a do tego trzeba kupić przybory szkolne, jakieś ubranko i inne rzeczy.
Kiedy odwiedzamy kolejne klasy, zauważyłem, że jeden nauczyciel prowadzi w tym samym czasie dwie klasy. Znowu pytanie dlaczego? Odpowiedz jest prosta, ludzi nie stać na zatrudnienie więcej nauczycieli. Niesamowite! Na dzień dzisiejszy szkoła ma 3 nauczycieli, a jest prawie 150 dzieci, od zerówki do 4 klasy. Klasy są małe i duszne. Jest potrzeba budowy tymczasowego dużego hangaru z drewna z ławkami i stolikami, który po skończeniu budowy prawdziwej szkoły będzie pełnił rolę domu katechetycznego. Mamy już w tym doświadczenie.
Planujemy również zrobienie ławek i stolików dla dzieci tutaj na miejscu, aby dać zarobić miejscowym stolarzom. Chętnych do zrobienia tego jest dużo, trzeba tylko dopilnować dobrego wykonania. Następnie pojawiła się kolejna myśl, aby w przyszłości pomyśleć o małej szkole stolarskiej, tym bardziej, że drzewa w tym regionie jeszcze troszkę pozostało. Wszystkich drzew nie wypalono, niestety taka jest gospodarka wyniszczania lasów, aby mieć żyzną ziemie na uprawy.
Najbardziej popularnym środkiem lokomocji w tym regionie są byki zaprzęgnięte do dwukółki. Drogi są piaskowe, a wiec ten typ lokomocji ekologicznej najbardziej się sprawdza. Aby się przemieszczać od wioski do wioski, misjonarze często korzystają z tej „Toyoty” o mocy dwóch byków mechanicznych o napędzie naprawdę ekologicznym. Na razie nie mam środka lokomocji, a więc już się zaprawiam i robię prawo jazdy na byczym zaprzęgu, co możecie oglądać na załączonym w artykule zdjęciu. Za którym podejściem zdam, poinformuje w następnym artykule !
A tymczasem może ktoś pomoże nam w zakupie samochodu terenowego, aby bezpiecznie poruszać się po terenach misyjnych !
W Niedzielę Zesłania Ducha Świętego biskup diecezji Morondawa Marie Fabien Raharilamboniaina (fajne nazwisko co?) oficjalnie ogłosił, że Oblaci zaczną organizować nową misję od 27 listopada 2016 r. Do tego czasu będziemy przygotowywać potrzebne sprzęty i szukać funduszy na budowę domu misjonarskiego, szkoły, a następnie małego szpitala. Do tego czasu będę mieszkał w naszej misji w Morondava, którą otworzyliśmy trzy lata temu. Misja ta jest pod wezwaniem naszego kochanego św. Jana Pawła II. Mamy też relikwię krwi świętego i jest to sanktuarium, gdzie przychodzą liczni pielgrzymi.
Zachęcam do naszego wspólnego budowania misji w Befasy ! Potrzeb jest naprawdę wiele, ale skoncentrujmy się na najważniejszych sprawach.
Priorytety:
- Opłacenie i zatrudnienie jeszcze trzech nauczycieli – 1 200 Euro
- Budowa tymczasowej szkoły (dużego solidnego hangaru), z ławkami i stolikami, która w przyszłości będzie pełniła rolę domu katechetycznego 2,500 Euro
- Przebudowa budynku, który pełni role Kościoła, szkoły i domu misjonarskiego, który grozi zawaleniem – 10 000Euro
Liczę, ze ktoś nam pomoże w tworzeniu tej nowej misji w Befasy !
Zapraszamy do wspólnego misjonowania na Madagaskarze !
Z wyrazami wdzięczności za wszelką dobroć mi okazywaną i za wspólne głoszenie Ewangelii na Madagaskarze, zapewniam o pamięci w modlitwie.
Z misjonarskim błogosławieństwem,
o. Marek Ochlak OMI
Misjonarz z Madagaskaru
Jeżeli chcesz wspomóc działalność misyjną o. Marka możesz przekazać dowolną ofiarę pieniężną na konto:
PKO BP S.A. I o/Poznań
18 1022 4027 0000 1202 0031 7198
z dopiskiem: "Dla o. Marka Ochlak- Befasy"