PRAWDZIWE OBLICZE KONFLIKTU W RCA
Wydarzenia związane z rebelią Seleka przedstawiane są ostatnio w prasie jako konflikt religijny pomiędzy muzułmanami a chrześcijanami. Skąd się to bierze i czy taka interpretacja odpowiada rzeczywistości?
O prawdziwym obliczu konfliktu w Republice Środkowoafrykańskiej (RCA) pisze ks. Mirosław Gucwa, wikariusz generalny diecezji Bouar.
- Nieproszeni goście.
Po raz kolejny w historii RCA sięgnęli po władzę ludzie na których nikt prawie nie czekał w stolicy. Po drodze do stolicy, od listopada 2012 do 24 marca 2013 roku siali terror i zniszczenie. Sterroryzowana ludność wschodniej (Mobaj, Mbomou…) i północno zachodniej (Bossangoa, Kaga…) części kraju szukała schronienia w buszu opuszczając swoje domy. Ci zaś (rebelianci Seleka) niszczyli po kolei budynki administracji państwowej z archiwami, plądrowali opuszczone domy mieszkańców, profanowali kościoły i kaplice. Jedynie nietknięte były budynki muzułmanów i ta część mieszkańców nie musiała również uciekać do buszu.
Po przejęciu władzy 24 marca 2013 roku ci sami rebelianci zajęli całe terytorium kraju nie przestając siać terroru. Nie przestali tez okradać i niszczyć biur administracji państwowej oraz posiadłości pojedynczych osób, związane z byłym reżimem prezydenta Bozizego przez przynależność do jego partii politycznej KNK (Kwa Na Kwa – Praca i tylko Praca).
Muzułmanie nie tylko byli oszczędzani przez rebeliantów (w większości muzułmanów z północno-wschodniej części kraju, z Czadu i Sudanu) ale wielu z nich w poszczególnych miastach stało się ich współpracownikami. Właśnie oni wskazywali domy popleczników Bozizego i ludzi posiadających dobra materialne: samochody, motory, telewizory, lodówki… Oni też informowali „przybyszów z bronią” o miejscach pobytu byłych żołnierzy Armii Środkowoafrykańskiej (FACA). Bez ich współpracy najemnicy z Czadu i Sudanu nie wiedzieliby, gdzie na przykład mieszka w Bouar członek partii KNK Monsieur Sanga.Nie oszczędzono też budynków kościelnych. Trudno policzyć wszystkie ofiary terroru, który nadal trwa. Odpowiednie instytucje krajowe i międzynarodowe zajmują się tym problemem.
Ponadto wiele młodych dziewczyn muzułmańskich zostało danych za żony rebeliantom, pogłębiając w ten sposób więź muzułmanów danej miejscowości z przedstawicielami nowe władzy. Wielu zaś młodych chłopców często małolatów wstąpiło do nowej armii, otrzymując ubranie, broń i możliwość wyżywania się na ludności cywilnej. W Bohong, właśnie ci młodzi napaleńcy należący do plemienia muzułmańskiego Daouda (z Czadu) zobowiązywali ludzi do płacenia haraczu na barierach drogowych, ci którzy nie chcieli lub nie mogli płacić traktowani byli jak zwierzęta: bito ich i zmuszano do picia wody z kałuży. Dodatkowo robili co chcieli na placach jarmarcznych kontrolując sprzedawane produkty. Przy tej okazji zabierali ludziom pieniądze, telefony, wymuszali sprzedaż produktów rolnych za niskie ceny.
2. Reakcja
Przez parę miesięcy ludność znosiła tego rodzaju terror, który nie ustawał pomimo apelów i protestów Kościoła, pojedynczych biskupów i księży. Nie milczał też Kościół protestancki, odzywali się myślący przedstawiciele religii muzułmańskiej (Imami). W niektórych regionach terror zelżał w innych natomiast się pogłębiał. Koalicja Seleka (przymierze) właściwie się rozpadła, każdy samozwańczy generał zarządzał jak chciał powierzonym mu terytorium. Samozwańczy prezydent Djotodja nie tylko nie potępiał publicznie tego rodzaju przemocy, ale nie miał kontroli i wpływu na postępowanie byłych sojuszników rebelii.
Zawiązała się innego rodzaju koalicja zwana Antibalaka, zwalczająca selekę i sprzeciwiająca się jej nadużyciom. Należą do niej młodzi mieszkańcy wiosek i miast (chłopcy, kobiety, dzieci), byli żołnierze Armii Środkowoafrykańskiej, którzy 24 marca uciekali w popłochu przed rebeliantami Seleka i członkowie organizacji samoobronnych utworzonych do walki ze złodziejami na drogach (Zaragina). Antibalaka uzbrojeni są w dubeltówki domowej produkcji, maczety i karabiny maszynowe przyniesione przez byłych żołnierzy lub - jak się uważa - dostarczane przez byłego prezydenta, który nie może przetrawić marcowego przewrotu. Ponadto opasują się różnego rodzaju amuletami (grigri), które mają ich bronić przed kulami nieprzyjaciela zmieniając ich bieg, dają się szczepić lub zażywają „yoro”- specjalnie przygotowany napój mający uczynić ich niewidzialnymi dla wroga (nie jest to praktyka chrześcijańska lecz pogańska). Trudno podać dokładną liczbę Antibalaka. Są obecni w okolicach większych miast, pozostając jednak w buszu. Pojawiają się tam, gdzie dokonują się nadużycia ze strony Seleka. Napadają na nich w mieście lub na drodze przygotowując zasadzki. Za każdym razem ginie paru żołnierzy Seleka, tyle samo Antibalaka. Piekło natomiast przeżywają mieszkańcy pobliskich miejscowości, którym w odwecie Seleka pali domy, rabuje, zabija niewinnych. Po jakimś czasie Antibalaka znowu się podnosi, znowu atakuje. Udaje się im zabić paru „selekowców” lub niewinnych muzułmanów, zrabować krowy muzułmańskim plemionom M’bororo. Seleka zaś uzbrojona po zęby znowu niszczy, pali, rabuje, zabija …i tak w kółko. Nienawiść rodzi nienawiść; przemoc rodzi przemoc... Ani jedni ani drudzy nie przejmują się Chrystusowym: „schowaj miecz do pochwy, kto bowiem mieczem wojuje od miecza ginie” albo Pawłowym „Nie daj się zwyciężyć złu lecz zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21). Czyli daleko im do chrześcijaństwa.
3. „Chrześcijanie przeciwko muzułmanom i odwrotnie” – konflikt religijny
Takie stwierdzenia i komentarze do powyższych wydarzeń słyszy się w radio, ogląda w telewizji, czyta w gazetach i na stronach internetowych. Dla dziennikarzy wszystko jest proste: Seleka to muzułmanie, zaś Antibalaka chrześcijanie. Jedni biją drugich. Dwie religie zwalczają się nawzajem. Przeciwstawia się też dwóch prezydentów: obecny prezydent Djotodja jest muzułmaninem, były zaś prezydent Bozize obalony w marcu i pragnący powrócić na tron jest chrześcijaninem (tak naprawdę nie jest ani protestantem ani katolikiem ale założycielem sekty „Niebieskie Jeruzalem”- Jérusalem Céleste).
Czy tak jest na prawdę? Czy chrześcijanie rzeczywiście są przeciwnikami muzułmanów a muzułmanie chrześcijan? W sytuacji, gdy pewna grupa ludzi - nie muzułmanie - sięga po broń, by bronić życia, dóbr i podstawowych praw człowieka łamanych przez najemników z Sudanu i Czadu można mówić o konflikcie religijnym? Gdy zaś grupa niezdyscyplinowanych młodych ludzi niszczy meczet i targa na drobne kawałki stronice Koranu, gdy atakują bezbronnych muzułmanów mszcząc śmierć swoich bliskich zabitych niewinnie przez muzułmańską Selekę, gdy czynią to wbrew Ewangelii i apelom biskupów, księży oraz osób świeckich zaangażowanych w dzieło przywracania pokoju i pojednania, czy w takiej sytuacji słuszne są deklaracje rozgłaszane na cały świat, ze w RCA chrześcijanie (czyli wszyscy wierzący w Chrystusa) walczą z muzułmanami a muzułmanie z chrześcijanami, czy rzeczywiście jest to konflikt miedzy dwoma religiami?
W życiu ziemskim nie wszystko jest takie proste jak w niebie, dlatego warto na pewne wydarzenia zwłaszcza konflikty popatrzeć ze wszystkich możliwych stron i zgłębiać je na ile się da zanim zostanie wypowiedziany osąd, zwłaszcza w środkach masowego przekazu, które mogą pomóc w zażegnaniu konfliktu albo go jeszcze bardziej rozszerzyć. Zastanawiałem się na przykład nad taką sceną: tydzień temu cały świat mógł oglądać, dzięki telewizji (France 24 i nie tylko) niszczenie meczetu i stronicy Koranu w momencie, kiedy nie daleko od tego miejsca byli żołnierze francuscy, Fomac, żandarmeria, policja, Seleka. Nikt nie rozpędził rozpalonych młodych ludzi (wśród nich byli i chrześcijanie), powtarzano natomiast co pół godziny (przez cały dzień) że chrześcijanie (wszyscy) walczą z muzułmanami. Potem, przez parę dni, przy rożnego rodzaju wywiadach i debatach telewizyjnych na temat RCA, w studio France 24 na ekranie za dyskutującymi ciągle powracała bangijska scena niszczenia meczetu i stronicy Koranu. W jakim celu?Czemu natomiast nie mówi się o skorumpowanych urzędnikach państwowych, o nie sprawiedliwości, o niejednakowym traktowaniu wszystkich ludzi, o złym zarządzaniu krajem przez dziesięciolecia, o ingerencji mocarstw zachodnich i krajów afrykańskich (Czad, Sudan, Libia…) w politykę wewnętrzną kraju, o ciągle powtarzających się przewrotach sterowanych i przygotowywanych z zewnątrz (z zachodu – nie przypadkowo Patasse stracił urząd prezydenta kilka lat po „wypędzeniu” armii francuskiej z terytorium RCA i nie on jeden), o rabowaniu bogactw naturalnych. Czemu nie karze się dygnitarzy państwowych, którzy są autorami albo wspólnikami upadku państwa, śmierci setek albo tysięcy niewinnych ludzi. Przeciwnie daje się im schronienie w krajach europejskich i afrykańskich. Kiedy zaś nadarza się okazja wracają do RCA jako jedyni wybawiciele kraju i protagoniści pojednania (bez sprawiedliwości - nie daj Boże, by Bozize i ludzie z nim związani na powrót przejęli władzę).
Proste, w mediach konflikt w RCA jest to walka chrześcijan z muzułmanami i odwrotnie, dlatego trzeba im spieszyć z pomocą, bo się pozabijają.
Z pomocą spieszyć trzeba, bo rzeczywiście dużo ludzi ginie, ale nie z motywów religijnych tylko politycznych.
ks.Mirosław Gucwa