7 paź

RCA - Bangui

Można by było powiedzieć, że nie jest wcale trudno wyjeżdżać, może tym zadziwię Was, ale nie jest trudno. Tyle dobra, tyle życzliwości ile ja otrzymałem sprawia, że nie sposób z tym tak pozostać, schować dla siebie. Najtrudniejszy moment, zabrzmi to głupio, ale to pakowanie bagaży. Zmieścić się w około 60 kg, wszystko to, co by chciało się zabrać, wszystkie prezenty, potrzebne rzeczy spisywane przez minione miesiące. Inna sprawa, że nawet jakby było i 100 kg, to i tak zawsze będzie za mało, zawsze walizka będzie się nie dopinała. A już, gdy chodzi o emocje, to można je trzymać na wodzy w momencie pożegnania z rodzicami, w pożegnaniu z najbliższymi na lotnisku. Ale, gdy już się samolot odrywa, gdy pozostaje się jakby samemu, wtedy wszystkie te i inne momenty przebiegają w myślach, wtedy tak naprawdę się żegnam, wtedy emocje puszczają, wtedy się wzruszam…

Jaką zastałem Afrykę? Bez większych zmian. Tu się po prostu czeka, aż jak to mówią Francuzi „wszystko się ułoży”.  Obrazuje to takie moje spostrzeżenie, co wyda się dziwne, ale całkiem nowe. Wracam sobie z miasta pieszo. Jakieś 300 metrów od domu zaskakuje mnie pierwszy po urlopie, deszcz. Chronię się w małym przydrożnym sklepiku i obserwuję deszcz, drogę zamieniającą się w strumień i ludzi. Na skraju drogi kupki śmieci. Dlaczego tego od razu nie sprzątnięto? Tak najzwyczajniej, jakby na coś czekały, ale chyba nie na porządkowe służby miejskie. Nie, aż tak to chyba się nie zmieniło. W tych moich filozoficznych rozważaniach nad kupą śmieci, spostrzegam kobietę, wychodzi z miotłą w strugach deszczu i zaczyna zgarniać śmieci do przepływającej  wody. Proste, jakie mądre wykorzystanie „energii wodnej”. Gdzieś to zawsze popłynie, na pewno dalej ode mnie, nawet, jeśli mi przyniesie nowe śmieci, to poczekam do następnego deszczu.
Na ten rok we wspólnocie jestem tylko z moim współbratem Francuzem Janem Marią, który za patrona ma Jana Marię Vianneya, a to się dobrze składa, bo mamy rok kapłański pod patronatem tego świętego. Obok, bez zmian, są trzy siostry z Senegalu. Wspólnie ten rok zaczęliśmy pod znakiem edukacji. Siostry od lat prowadzą szkołę, a zaczynały tak zwyczajnie od przedszkola, powiększając każdego roku o nową klasę. W tym roku kończył się pierwszy stopień, można powiedzieć nasza podstawówka. Jeszcze przed moim wyjazdem na urlop, zrodziło się pytanie: i co dalej? Pozwolić odejść dzieciom i szukać gimnazjum. Rodzice prosili, żeby ich pociechy mogły kontynuować przy misji. Siostra dyrektorka zaproponowała, żeby zacząć skromnie w salkach parafialnych, w których przed południem nic się nie dzieje. W tym czasie pewna rodzina z Krakowa zorganizowała zbiórkę przedmiotów szkolnych i pieniędzy, właśnie na edukację. Zebrano ponad 1000 €. Dzisiaj mamy już salę wyposażoną w nowe ławki, można powiedzieć z Krakowa, a w przygotowaniu jest wyposażenie do następnej sali. Krótko mówiąc: gimnazjum już działa. Może za 1000 lat będzie tu Uniwersytet Jagielloński?
Tak naprawdę,  to są małe codzienne rzeczy, ale tylko w opisie wyglądają tak szumnie. O to jednak chodzi, żeby podjąć to codzienne i małe.
Po przyjeździe wydawało mi się, że odzwyczaiłem się od upałów, bo strasznie się pociłem. Ale wszyscy mnie uspokajali, że naprawdę było wyjątkowo upalnie w tych dniach. Widzicie, że nawet w Afryce, może być goręcej niż zwykle. Tak tez i ja pozdrawiam Was goręcej niż zwykle.
Niech Was Pan Bóg błogosławi w Waszej codzienności.
 Z Bogiem
Krzysztof Ferenc CSSp, Zgromadzenie Ducha Świętego



Znajdź nas


Komisja Episkopatu Polski
ds. Misji


ul. Byszewska 1
skr. poczt. 112
03-729 Warszawa 4

tel. +48 22 679 32 35
[email protected]

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
121 0.10634803771973