20 lis

Republika Środkowoafrykańska, Pissa

Bala Ala mingi! To znaczy pozdrawiam Was serdecznie. Nie oznacza to, że mam problemy z Polskim, ale to chyba już czas żebyście zaczęli się uczyć języka afrykańskiego.

Wiem, że dawniej pisałem częściej, ale teraz mam ograniczone możliwości, dlatego, że (będę się powtarzał) rzeczywistość zupełnie nowa. Jak tak na to patrzę, to Opatrznościową była moja praca najpierw w Bangassou. Gdybym trafił od razu tutaj byłoby mi trudniej, a tak mając już pewne doświadczenie życia wspólnotowego i pracy, łatwiej jest mi wchodzić w to nowe.

Gdy chodzi o klimat tam była sawanna, tutaj jest las tropikalny. Język pozostaje ten sam: sango, mimo, że dzieli nas ponad 800 km . Pracy wydaje się być więcej i nieco w inny sposób niż na wschodzie. Diecezja jak na Afrykę, jest malutka obszarowo w porównaniu z poprzednią (która równa się połowie Polski), zaledwie jej trzecia część. Biskup ma taki system pracy, że jest pełno komisji, zjazdów, spotkań w diecezji i podobnie w parafii. Wierni laicy angażują się bardzo w życie parafii, choć wydaje mi się, że bardzo często na poziomie dyskusji, nie widać tego w życiu. Na terenie parafii jest 29 kaplic w wioskach rozrzuconych we wszelkich możliwych kierunkach, najdalsze o jakieś 150 km . W porze deszczowej do części z nich dotarcie jest niemożliwe.

Na terenie naszej parafii, 9 km od głównej misji znajduje się liceum, które istniało w latach 70-tych, za cesarza Bokassy, stworzone w jego rodzinnej wiosce. Wraz z upadkiem jego reżimu upadła szkoła. Teraz zaledwie drugi rok jak próbują wznowić. Mimo, że jest to szkoła państwowa, mnie została powierzona opieka duszpasterska i jej zarząd jest bardzo otwarty. Jestem jednak na razie na etapie odkrywania, tego co mógłbym robić. Bo proszę tego nie kojarzyć z polskim Liceum. Młodzież dochodzi dzień w dzień nawet z odległości 15 km pieszo bez jedzenia, innym udostępniono cztery sale i śpią na miejscu. To znowu nie jest wyobrażenie naszych internatów. Po prostu mają dach nad głową, sami sobie gotują, albo dziewczyny gotują chłopakom, nie ma światła, śpią na zwykłych matach z trawy. Ostatnio kiedy byłem tam, dyrektor tłumaczył, że nie mogą grać w piłkę, bo nie opłacili ubezpieczenia. Ciągły brak nauczycieli, nawet się mnie zapytano, czy nie zechciałbym uczyć francuskiego. Wyobrażacie to sobie, to znaczy, że sytuacja musi być rozpaczliwa. A najgorsze jest w tym wszystkim to, że ci którzy śpią na miejscu pozostawieni są bez żadnej opieki ni kontroli, stąd problemów w relacjach między chłopakami i dziewczynami nie brakuje, a które i tak są częste nawet kiedy dzieci są z rodzicami. Jakie ma być więc tam moje miejsce i rola?

Region ze względu zwłaszcza na klimat, poza tym bliskość do stolicy (bo jest łatwiej sprzedać to co się zebrało na polu) i zwyczajną drogę asfaltową (co ułatwia komunikację), wydaje się być bogatszy, ale biedy nie brakuje. Wierni nie są w stanie nam zbyt wiele pomóc. Stąd chodzi mi po głowie hodowla kaczek, kur, może królików, na potrzeby naszej wspólnoty. Nie tylko więc ewangelizacja, a bynajmniej nie tylko słowem. To taka krótka notka z mojej strony, żeby dać Wam znać, że mimo wszelkich zmian, także tych klimatycznych, nadal żyję i mam się całkiem dobrze.

Z Bogiem.

O. Krzysztof Ferenc ,

Misjonarze Ducha Św.


Znajdź nas


Komisja Episkopatu Polski
ds. Misji


ul. Byszewska 1
skr. poczt. 112
03-729 Warszawa 4

tel. +48 22 679 32 35
[email protected]

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
120 0.089176177978516