Republika Środkowoafrykańska, Pissa
To co miało być tylko czasowe, okazało się zmianą w moim życiu. I tak, oficjalnie od miesiąca, jestem na nowej misji-parafii pw. Ducha Świętego. We wspólnocie jest nas trzech. Filip, Francuz, od ponad 30 lat w Afryce, z wielkim doświadczeniem, typ człowieka, który wszystko wie, na każdy temat ma swoją teorię. Poza tym wiele lat pracował w formacji, więc niejednokrotnie muszę mu delikatnie przypominać, że nie jestem klerykiem. Didier, Centroafrykańczyk, ksiądz diecezjalny, 3 lata po święceniach, trochę się już zaczął gubić w swoim powołaniu, więc biskup wysłał go ?w klimaty zakonne?, podobnie jak to robią czasami biskupi w Polsce. To tak tytułem wstępu mała charakterystyka naszej wspólnoty, byście wiedzieli za kogo się modlicie.
Tak jak pisałem wcześniej, miejscowość nazywa się Pissa, oddalona
zaledwie
O ile w Bangassou był biskup, inni księża, misjonarze i siostry zakonne, tak tutaj jesteśmy tylko my. Prawdopodobnie w najbliższych dniach rozpocznie się budowa domu dla sióstr, które mają się pojawić w przyszłym roku. Bo mówi się i to się czuje, że misja katolicka bez zakonnic, to jest kulawa misja.
Ta zmiana nie
dokonała się jednak w imię posłuszeństwa. Zwyczajnie zostałem zapytany,
dano mi czas do refleksji i mogłem powiedzieć nie. Ale wewnętrznie
wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Po tym więc, jak zapadła decyzja o
moich przenosinach należało powiedzieć najpierw dziękuje i do widzenia
na dotychczasowym miejscu, w Bangassou i okolicy. Tego samego dnia
jeszcze, samochodem z Pissy udałem się w drogę. Ta ostatnia podróż nie
była jednak łatwa. Pierwszy raz sam po afrykańskich drogach,
przemierzając
Wszyscy byli zaskoczeni, bo raczej nie często się zdarza by robić takie zmiany po tak krótkim czasie. Miałem świadomość tego, że błogosławieństwem była dla mnie wspólnota, ale jeszcze bardziej to zrozumiałem, kiedy miałem ją stracić. Reakcje współbraci były takie zwyczajnie ludzkie. Kiedy przełożony naszego regionu pojechał do Bangassou by oznajmić moją zmianę, obydwaj powiedzieli nie. Z tym że "nie" ojca Theo było szczególnie wymowne. Możecie sobie wyobrazić starszego holendra, misjonarza z ponad 30 letnim stażem w Afryce, z fajką, uderzającego ręką w stół i mówiącego: nie. To jest tak, kiedy się reaguje tak po ludzku, ale dla mnie powiedziało wiele. Ostatecznie jednak wszyscy powiedzieliśmy tak.
Zmieniam wprawdzie miejsce, ale Boża miłość jest niezmienna. Ojciec Święty Benedykt XVI na tegoroczną niedzielę misyjną mówi, że "misje to sprawa miłości". Bangassou pozostanie moją pierwszą miłością, a jednocześnie wierzę, że nie zabraknie mi miłości do nowych współbraci we wspólnocie i do tych "najmniejszych, opuszczonych"?. I jak zwykle w tej intencji Was proszę o modlitwę. I proszę w niej ustawajcie?
Z gorącymi pozdrowieniami. Z Panem Bogiem.
Ks.