Ruch Światło-Życie poza Polską. Diakonia Misyjna wspiera wspólnoty na świecie
Agata i Krzysztof Jankowiakowie opowiadają o Diakonii Misyjnej Ruchu Światło-Życie, który dynamicznie rozwija się także poza Polską – od Ukrainy i Brazylii, przez Kenię i Filipiny, aż po Stany Zjednoczone i Chiny. W rozmowie przybliżają genezę Diakonii Misyjnej, wyzwania inkulturacji oraz niezwykłe świadectwa ludzi, którzy w różnych częściach świata pragną żyć charyzmatem oazowym. Rozmowę przeprowadzono w trakcie XII Zjazdu Gnieźnieńskiego w dniach 11- 14 września b.r.
Marcin Przeciszewski: W ramach Ruchu Światło-Życie odpowiadacie za Diakonię Misyjną. Na czym dokładnie polega jej praca?
Agata i Krzysztof Jankowiakowie: Diakonia Misyjna odpowiada za tworzenie i funkcjonowanie wspólnot Ruchu poza Polską – głównie w krajach odległych, często nazywanych potocznie „misyjnymi”. Drugi nurt to wspieranie miejsc, gdzie Ruch dopiero kiełkuje albo gdzie – mimo bliskości kulturowej – potrzebne jest wsparcie z zewnątrz (np. tereny byłego ZSRR).
Z jednej strony odpowiadamy na pragnienie ludzi, którzy czują powołanie, by wyjechać i służyć na misjach – w sensie duchowym i bardzo konkretnym. Z drugiej – budzimy w Ruchu świadomość misyjną: pokazujemy młodzieży, dorosłym i rodzinom, że każdy na swój sposób jest posłany.
– Jaka jest geneza powstania Diakonii Misyjnej?
– Powstała oddolnie. Założyciel Ruchu, ks. Franciszek Blachnicki, nakreślił wizję różnych diakonii, ale diakonii misyjnej wśród nich nie było. Zawsze była taka świadomość w Ruchu, że nowe diakonie mogą powstawać, jeśli pojawi się realna potrzeba. I tak się stało: początki to wyjazdy do Kazachstanu w latach 90. po upadku ZSRR. Najpierw aktywna na tym polu była diecezja warszawsko-praska, potem kolejne.
Był nawet czas, gdy zastanawialiśmy się, czy potrzebna jest osobna diakonia. Ostatecznie ówczesny moderator generalny, ks. Adam Włodarczyk (dziś biskup pomocniczy w Katowicach), podjął decyzję o powołaniu Centralnej Diakonii Misyjnej. To umocowało to, co i tak wyrastało „od dołu”. Konkretne miejsce diakonii w strukturze Ruchu długo było definiowane, stąd do dziś pewna płynność: działamy w „krajach misyjnych”, ale nie każda aktywność za granicą jest „misyjna”, bo w wielu krajach struktury są już ukształtowane.
– Porozmawiajmy o geograficznym zasięgu Ruchu. Gdzie poza Polską Ruch Światło-Życie jest obecny i gdzie się rozwija?
– Jeszcze w latach 70. Ruch powstał w ówczesnej Czechosłowacji – zarówno w Czechach, jak i na Słowacji. Tamte początki miały charakter niemal martyrologiczny: wszystko działo się w ukryciu przed komunistycznymi władzami. Dziś w Czechach wspólnota nie jest bardzo duża, na Słowacji – całkiem liczna, z rozbudowanymi strukturami: młodzież, Domowy Kościół (70 kręgów), osoby konsekrowane (np. panie z Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła), także duchowni greckokatoliccy.
Silnie obecni jesteśmy w Ukrainie – to już okres po komunizmie. Sytuacja różni się w zależności od diecezji, a wojna wiele zmieniła (część osób wyjechała), ale Ruch żyje. W diecezji kamieniecko-podolskiej liczba kręgów Domowego Kościoła była swego czasu większa niż w niektórych diecezjach w Polsce. W tej chwili mówi się, że w Ukrainie jest około 100 kręgów. Są też wspólnoty młodzieżowe. Działa krajowy moderator, który mieszka w Kalinówce niedaleko Żytomierza, rekolekcje się odbywają mimo wojny – tam, gdzie to możliwe.
W Europie Zachodniej mocno działa Domowy Kościół w środowiskach polonijnych – w Niemczech (najbardziej strukturalnie), w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Powstają też pierwsze kręgi anglojęzyczne, np. w Anglii i Szkocji. Na Litwie rozwijają się wspólnoty zarówno polskie, jak i litewskie, także młodzieżowe. Są pojedyncze kręgi czy niewielkie wspólnoty w innych krajach.
– A Ameryka Południowa?
– W Brazylii mamy dwa główne ośrodki. Na północy Ruch – wprowadzony przez polskich misjonarzy (bp Edwarda Zielskiego, biskupa seniora diecezji São Raimundo Nonato, i ks. Szczepana Mitrosa z diecezji łomżyńskiej, a obecnie pracującego w Parnaíba) – zakorzenił się mocno w diecezjach Campo Maior i Parnaíba. Są tam miejscowi animatorzy i grono zaangażowanych księży. Ruch rozwijał się tam dość niezależnie, ze sporadycznymi kontaktami z Polską. W ostatnich latach więzi się zacieśniły – moderator generalny, ks. Marek Sędek, w tym roku był tam już dwukrotnie.
Drugi ośrodek wyrósł na południu, w okolicach Kurytyby. Bez żadnej inspiracji z Polski, po prostu ktoś zainteresował się tym, co dzieje się w diecezji Parnaíba. To tysiące kilometrów od północy, więc trudno powiedzieć, ile tamtejsza wspólnota zaczerpnęła z północnej – ale czują więź z Ruchem; w czerwcu kilka osób uczestniczyło w rekolekcjach prowadzonych przez moderatora generalnego na północy Brazylii.
– Na ile trzeba „inkulturować” formację Ruchu do miejscowych warunków i całkiem odmiennego kontekstu kulturowego?
– Przesłanie kerygmatyczne jest wspólne dla wszystkich. Metoda formacji Ruchu jest oparta na dokumentach Kościoła, przede wszystkim na „Obrzędach chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych” (katechumenacie). To „chwyta” w różnych kulturach. Dostosowujemy raczej „otoczkę”: rytm życia, przykłady, czasem elementy liturgiczne (w Afryce msze są dłuższe, pojawia się taniec). Ważne jest też rozróżnienie: co jest polską tradycją, a co istotą charyzmatu Światło-Życie, którego nie można utracić.
W ostatnich latach wykonano dużą pracę nad podręcznikami – powstała zaktualizowana, ujednolicona wersja angielska pierwszego stopnia. (Bywało, że czytaliśmy zdania w stylu: „My, Europejczycy drugiej połowy XX wieku…” – to wymagało zmiany).
– A jak Ruch się rozwija w Stanach Zjednoczonych?
– Bardzo dynamicznie rozwijają się anglojęzyczne kręgi Domowego Kościoła. Zaczęło się od przypadkowego spotkania: ktoś z jednej amerykańskiej diecezji z Luizjany przyjechał służbowo do Polski, poznał małżeństwo z Domowego Kościoła i… „zaiskrzyło”. Ruch rozwijał się początkowo w jednej diecezji, potem przeszedł do kolejnych. W tej chwili jest tam około stu anglojęzycznych kręgów Domowego Kościoła. Tam obowiązuje zasada, że do kręgu wchodzi się po rekolekcjach ewangelizacyjnych (u nas to rekomendacja, tam – warunek). W Stanach są też kręgi polonijne – jest ich 25. Liczne polonijne kręgi są również w Kanadzie.
– Jesteście odpowiedzialni za towarzyszenie wspólnotom w Afryce. Jak wygląda ich życie na tym kontynencie?
– W Kenii od 11 lat co roku odbywają się 15-dniowe oazy dla młodzieży i młodych dorosłych. Na stałe posługuje tam animatorka z naszej diakonii – Ewa Korbut – związana z ośrodkiem, sierocińcem Shalom Home w diecezji Meru. Powstają grupy młodzieżowe, a w tym roku ruszyła próba pierwszego kręgu Domowego Kościoła. To trudne kulturowo: problemem bywa poligamia i relacje mężczyzna–kobieta, a formacja Domowego Kościoła zakłada partnerskie małżeństwo. Mamy cztery młode małżeństwa, które rozpoczęły formację (częściowo online) pod opieką polskich animatorów – powoli, ale z nadzieją. Być może już w przyszłym roku odbędą się rekolekcje dla rodzin.
To także praca nad formowaniem lokalnych animatorów. Po około 10 latach pierwsza grupa Kenijczyków otrzymała krzyże animatora – realny krok ku samodzielności. Wciąż brakuje kapłanów lokalnych zaangażowanych „na 100%”, więc w prowadzenie rekolekcji włączają się księża z Polski. Dochodzą kwestie językowe (angielski i suahili), bywa, że liturgia jest „trójjęzyczna”.
Działaniom formacyjnym towarzyszy konkretna pomoc: organizowaliśmy badania wzroku dla dzieci z Shalom Home i okolicznych szkół (z zakupem okularów i leczeniem), prowadzimy adopcję na odległość. Udało się też – dzięki wspólnej zbiórce w Ruchu – sfinansować budowę „Dormitorium św. Faustyny” dla dziewcząt (wymóg prawa o rozdzieleniu miejsc noclegu). To namacalna zmiana szans edukacyjnych.
W Tanzanii Ruch rozwija się skromniej. Rekolekcje odbywają się dzięki temu, że część animatorów jadących do Kenii „przeskakuje” dalej i prowadzi turnusy z miejscowymi. To wymaga zgód biskupów i dobrej współpracy z Kościołem lokalnym, dlatego bywa trudniej. Były próby tworzenia wspólnot oazowych w innych krajach afrykańskich (np. w Sierra Leone czy Rwandzie) w oparciu o polskich misjonarzy, ale gdy misjonarze z Polski kończyli pracę, nie było to kontynuowane. W Kenii sytuacja jest o tyle inna, że tam wspólnoty Ruchu od początku opierają się na świeckich animatorach z Polski.
– Przejdźmy na teren Azji. Wspomnieliście o Chinach i Filipinach…
– W Chinach Ruch rozwija się dynamicznie – przede wszystkim w jednej diecezji, ale możliwości wzrostu są ogromne. Ale na razie – ze względu na dobro osób zaangażowanych – nie informujemy o konkretach. W każdym razie szanse rozwojowe są tam nieograniczone.
Filipiny to bardzo ciekawa historia. Dwie osoby z Filipin uczestniczyły w rekolekcjach w Chinach, a potem zaprosiły ówczesnego moderatora generalnego, ks. Adama Włodarczyka, by „po drodze” odwiedził Manilę. Początkowo nikt nie był szczególnie zainteresowany: „Mamy tu swoje ruchy”. Przełom nastąpił, gdy ks. Adam spotkał ks. Grega Patino – kapłana z długą historią społecznego zaangażowania. Powiedział: „To może mi pomóc być lepszym księdzem”. Mając 69 lat, przyjechał do Polski z czwórką świeckich, by uczyć się Ruchu. Potem co roku przyjeżdżali kolejni księża – najpierw na I stopień, potem na II i III. To była elita pod względem intelektualnym i duchowym.
W 2020 r., w miesiącu między erupcją wulkanu a pandemią, prowadziliśmy dwie tury rekolekcji ewangelizacyjnych dla dorosłych i młodzieży na wyspie Negros – dla uczestników z wszystkich czterech diecezji tej wyspy. Jest to czwarta co do wielkości wyspa Filipin. Przez miesiąc niemal codziennie mieliśmy spotkania: z biskupami, księżmi, w seminariach, z grupami świeckich. Kościół na Filipinach ma wiele ruchów i ogromną energię „akcyjną”, ale wielu prosiło: „Dajcie nam formację, pokarm duchowy, bo inaczej się wypalamy”.
Po przerwie pandemicznej wróciliśmy tam ponownie – dwukrotnie w 2024 r., raz w 2025 r. Zaczęły powstawać grupy formacyjne dorosłych (ok. 6–7), jest też jeden krąg Domowego Kościoła i kilka grup starszej młodzieży. W tym roku odbyły się rekolekcje stanowiące krok dalej po ewangelizacji: pięciodniowy program oparty o „środkową” część oazy I stopnia, dostosowany do realiów (czas, koszty). Ludzie tam nie mają takich urlopów jak my, w sumie mają znacznie mniej czasu wolnego. Mogę opowiedzieć o młodej dziewczynie, która z ogromną determinacją uczestniczyła w rekolekcjach – pracowała w nocy w call center, żeby w dzień być z grupą. Inna z kolei na rekolekcje przyjechała z daleka, pokonując setki kilometrów w trudnych warunkach podróży po Filipinach. Rekolekcje były dobrze przygotowane i po raz pierwszy prowadził je miejscowy ksiądz, bez potrzeby angażowania kapłana z Polski. Choć zasadniczo powszechny jest tam język angielski – wielu woli modlić się i rozmawiać o wierze w językach lokalnych, więc potrzebni są miejscowi księża i animatorzy.
Równolegle, gdy uderzają „kalamity” (tajfuny, wybuch wulkanu), staramy się pomagać doraźnie. Ostatnio wspieraliśmy też jedną z parafialnych szkół, która – przejęta z długami – potrzebuje „rozruchu”. Niesamowite jest to, że wielu uczestników ma nastawienie misyjne: „Gdy się tego nauczymy, pójdziemy z tym do ludzi w najuboższych dzielnicach, w ich języku”.
Azja to także Kazachstan – tu wyjazdy są raczej wspieraniem pracy polskich księży, ale w tym roku nasi animatorzy prowadzili krótkie rekolekcje dla małżeństw – być może powstanie z nich krąg Domowego Kościoła. W Kazachstanie organizują również czasem rekolekcje oazowe wspólnoty rodzin z niektórych polskich diecezji.
– Jakie są najbliższe priorytety Centralnej Diakonii Misyjnej RŚŻ?
– Konsekwentnie formować lokalnych animatorów i dostosowywać program formacji do realiów danego kraju – bez utraty istoty charyzmatu. W miejscach, gdzie już „iskra” się zapaliła (Kenia, Filipiny), pomagać przejść od zależności do samodzielności lub wspierać (Brazylia). I pamiętać, że obok pracy duchowej często potrzebne są konkretne gesty miłosierdzia – okulary, stypendia, dach nad głową – bo to otwiera serca i realnie zmienia życie.
Raz w roku organizujemy online Światowy Dzień Wspólnoty, w którym staramy się gromadzić uczestników Ruchu Światło-Życie z całego świata, tak by mogli spotkać się w czasie rzeczywistym – od Filipin po Amerykę Północną i Brazylię.
Pierwsze spotkanie w 2021 r. było transmitowane na Facebooku. Wtedy właśnie oazowicze z Brazylii zaczęli komentować i tak nawiązały się nasze pierwsze kontakty. Formuła od tamtego czasu trochę się zmieniała. Kilka razy wydarzenie transmitowaliśmy, natomiast w zeszłym roku odbyło się już bez transmisji – każdy, kto chciał, mógł się zgłosić i dołączyć na Zoomie.
Świadectwa muszą być nagrane wcześniej, żeby można było podłożyć tłumaczenie, ale zasadniczą część spotkania – np. wystąpienia moderatora generalnego – tłumaczymy już na żywo. Wtedy możemy się razem modlić, śpiewać, wielbić Boga i rozmawiać o tym, jak Ruch rozwija się w różnych miejscach świata – wszystko w czasie rzeczywistym. Odbywają się też spotkania w małych grupach.
– A kiedy miało miejsce ostatnie takie wydarzenie?
– W czerwcu br., w sobotę tydzień przed Zesłaniem Ducha Świętego – to stały termin. Już teraz zapraszamy na 16 maja 2026 r. Językiem spotkania jest angielski, ale to, co w tym wydarzeniu fantastyczne, to wspólna modlitwa liturgiczna. W tym roku prowadził ją polski ksiądz: rozpoczął po angielsku, a następnie diakonia muzyczna zaśpiewała hymn również po angielsku. W poprzednich latach zdarzało się, że był on wykonywany po łacinie.
To dzieje się naprawdę na żywo: po hymnie psalm z Kenii w suahili, potem z Australii po angielsku, kolejny ze Słowacji, czytanie po ukraińsku z Kijowa. Tak było w tym roku; co roku psalmy są odmawiane w innych językach. Bywało np., że z Litwy śpiewano po litewsku, z Filipin – w języku cebuańskim.
Takie spotkanie trwa około 2,5 godziny. Są świadectwa, konferencja, a później podział na grupy. Najwięcej jest grup anglojęzycznych, staramy się mieszać uczestników tak, by spotykali się ludzie z możliwie odległych zakątków świata. Są również grupy po polsku i po ukraińsku.
To duży wysiłek: jedni muszą wstać o szóstej rano, inni siedzą do późnej nocy, bo różnice czasowe sięgają nawet 12 godzin. Kiedy zaczynamy spotkanie, zwykle witamy się słowami: „Good morning, good afternoon, good evening”.
Jest to spotkanie takie, jakie rozumiał i pragnął ks. Franciszek Blachnicki – charyzmatyczne spotkanie we wspólnocie.
– Dziękuję za rozmowę.
Marcin Przeciszewski
***
Krzysztof Jankowiak – prawnik, publicysta, mieszka w Poznaniu. Od młodości związany z Ruchem Światło-Życie, aktywnie zaangażowany w Domowy Kościół. Wraz z żoną Agatą pełni odpowiedzialność za Diakonię Misyjną Ruchu Światło-Życie, towarzysząc rozwojowi wspólnot oazowych na różnych kontynentach. Jest ojcem rodziny, swoje doświadczenie małżeńskie i rodzinne łączy z posługą animatora i rekolekcjonisty.
Agata Jankowiak – tłumaczka, animatorka Domowego Kościoła Ruchu Światło-Życie. Od wielu lat prowadzi rekolekcje dla małżeństw i rodzin w Polsce i za granicą. Od młodości związana z Ruchem Światło-Życie. Wspólnie z mężem Krzysztofem odpowiada za Diakonię Misyjną Ruchu Światło-Życie, koordynując rozwój i wspieranie wspólnot w Europie, Ameryce, Afryce i Azji. Żona i matka trojga dzieci, swoje doświadczenie życia rodzinnego traktuje jako fundament zaangażowania w formację małżeństw i wspólnot. Przetłumaczyła m.in. Kiedy wiara wydaje się krucha Scotta Hurda, Stworzeni do miłości. Skłonności homoseksualne i Kościół katolicki Michaela Schmitza czy Upominanie się o Jezusa. Nazarejczyk z perspektywy żydowskiej Waltera Homolki.