SIOSTRY PASTERZANKI W „SERCU AFRYKI”
,,Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” Mt 2,40
Republika Środkowoafrykańska – ,,Be Africa”, tzn. ,,Serce Afryki” jak w języku sango mówią o niej mieszkańcy. „Dlaczego pojechałaś na misje, dlaczego tam wracasz, skoro sytuacja polityczna jest nadal niestabilna, nie ma pokoju…”. Takie i podobne pytania słyszę często podczas mojego urlopu w Polsce. Myślę, że takie i podobne pytania warto sobie zadać w Tygodniu Misyjnym. Pochylić się trochę nad tematem ewangelizacji „Ad Gentes”, czy ona jeszcze ma sens?
Jeśli chodzi o mnie, to właściwie tak naprawdę nie chciałam być misjonarką. „Za gorąco”, to była zawsze moja pierwsza myśl, gdy pojawiał się temat misyjny. Podziwiałam oczywiście misjonarzy, ich radykalność, opuszczenie Ojczyzny, pracę dla najuboższych, trud i poświecenie. Taka ukryta praca tylko ze względu na Boga nawet mnie pociągała, ale wyjazd do odległego kraju to już nie. Kiedy nasza Przełożona Generalna zaproponowała mi wyjazd do Afryki, to pomimo zaskoczenia, wiedziałam, że tego właśnie oczekuje ode mnie Pan Jezus, że to On mnie posyła. To wystarczyło abym powiedziała „tak”.
Jako Zgromadzenie nie mamy jeszcze zbyt wielkiego doświadczenia misyjnego. W RŚA pracujemy dopiero od stycznia 2009 roku. Nasze Zgromadzenie Służebnic Matki Dobrego Pasterza zostało założone w 1895 roku, przez kapucyna, Ojca Honorata Koźmińskiego. Był to czas zaborów, Polska nie istniała wtedy na mapie Europy. Nasz Założyciel powołał nasze Zgromadzenie, jako ostatnią, 26 wspólnotę. Szczególnie rygorystyczny był wtedy zabór rosyjski. Nie można było przyjmować nowych kandydatów. Wiele zakonów uległo kasacie, a pozostałe były skazane na samoistne wymarcie. Ojciec Honorat wpadł na genialny pomysł, zakładał Zgromadzenia bezhabitowe, które na wzór świętej Rodziny z Nazaretu, na zewnątrz nie wyróżniały się niczym szczególnym. Miały tylko kultywować życie religijne swoim przykładem życia chrześcijańskiego i modlitwy. Prosił nas także, abyśmy nie opuszczały kraju, ale pracowały dla odnowienia moralnego społeczeństwa polskiego. Jesteśmy jednak Zgromadzeniem franciszkańskim, i do nas także św. Franciszek skierował wezwanie: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”.
Wyjazd na misje wymaga przygotowania. Ważna jest znajomość języka danego kraju, do którego się wyjeżdża. Nie mniej ważne jest także przygotowanie duchowe, misyjne. Dlatego też misjonarze przebywają przez 9 miesięcy w Centrum Misyjnym w Warszawie, aby jak najlepiej przygotować się do wyjazdu na misje. Doświadczeni misjonarze powiadają, że najważniejszą cechą, którą należy posiąść to: po pierwsze cierpliwość, po drugie cierpliwość i po trzecie cierpliwość. W naszej pracy duszpasterskiej spotykamy się z ludźmi, którzy żyją w innej kulturze, mają inne przyzwyczajenia, inaczej myślą czy wartościują. Nie jedziemy tam, aby ich zmieniać, czy pokazywać nasza wyższość. Najpierw musimy ich poznać przebywając razem i wzajemnie się ucząc. To także wymaga pokory – stwierdzenie, że mogę się czegoś nauczyć od ludzi żyjących w krajach Trzeciego Świata, ale tak właśnie jest. Chodźmy tego, że można mieć niewiele, ale być naprawdę szczęśliwym i że ,,pieniądze szczęścia nie dają”. Kiedy wracam do Polski trudno mi się przestawić na bardzo szybkie tempo życia, nieustanny pośpiech. Ludzie, rodziny często nie mają czasu, aby pobyć ze sobą, popatrzyć sobie w oczy, a nie tylko w ekran telewizora czy telefonu.
Trudno mi było opuszczać Ojczyznę, Rodzinę przyjaciół, być z dala od naszych wspólnot zakonnych. Szczególnie trudny był pierwszy rok, samotność, trudności w porozumiewaniu się. Mieliśmy od początku wspólnotę międzynarodową. Przy wspólnych posiłkach rozmawialiśmy po francusku, niekiedy trudno było się wysłowić, brakowało słów. Ludzie w Afryce najczęściej posługują się językiem, który jest charakterystyczny dla danego plemienia, u nas jest to język Pana czy Gbaya. Oficjalnie funkcjonuje oczywiście język francuski, ponieważ jest to była kolonia francuska oraz język sango, używany w liturgii. Często zdarza się i tak, zwłaszcza na odległych wioskach, że ludzie nie znają żadnego z tych języków, tylko swój plemienny. Wtedy trzeba mieć przy sobie kogoś miejscowego, jako tłumacza.
Jako Siostry Pasterzanki pracujemy na terenie Diecezji Bouar i stanowimy dwie wspólnoty. W Ngaoundaye prowadzimy szkołę podstawową, w której szczególną opieką otaczamy sieroty. Opiekujemy się także dziećmi niedożywionymi oraz niewidomymi. Uczestniczymy także czynnie w życiu parafialnym prowadząc grupy dzieci „Aita Kwe”, Młodzież Franciszkańską, jak również pomagając w prowadzeniu katechezy, czy dbając o piękny i czysty wystrój Kościoła. W Bouar natomiast prowadzimy diecezjalną hurtownię leków, które rozprowadzane są do kilkudziesięciu przychodni i punktów medycznych. Prowadzimy też Centrum Misyjne św. Józefa gdzie każdy potrzebujący może się zatrzymać, przenocować. Od października 2013 roku, czyli od chwili zaostrzenia konfliktu wojennego w naszym kraju mieszkają na terenie naszej misji żołnierze. Z tego też względu ludzie z różnych organizacji ONZ mieszkają także na naszej misji. Na wioskach pomagamy w pracy duszpasterskiej ojcom kapucynom. Prowadzimy Legion Maryi, tancerki, czyli dziewczynki, które swoim tańcem ubogacają liturgię niedzielną. Pod naszą opieką jest także Diecezjalne Centrum Kulturalne św. Kizito. Powstało ono z myślą o tych dziewczętach, które chcą nauczyć się zawodu krawieckiego. W Afryce jest tak, że dziewczęta, podobnie jak sieroty, są postrzegani, jako niższa warstwa społeczna. Na edukację chłopca rodzice są w tanie łożyć, natomiast nie chcą inwestować w kształcenie córek. Tutaj nawet 14-letnie dziewczynki są wydawane za mąż. W roku szkolnym 2014-15 przez Centrum przewinęło się około 45 dziewcząt, 23 w nich ukończyło rok szkolny. W grupie tej połowa to analfabetki pomimo swych 14-26 lat. Dlatego też powstała potrzeba nauki pisania i czytania. Często zdarza się i tak, że nawet ci, którzy ukończyli podstawówkę nie potrafią czytać i pisać. Poziom nauczania w szkołach wiejskich jest bardzo niski. Lepiej funkcjonują tylko szkoły misyjne i Niższe Seminaria Duchowne. W naszym Centrum św. Kizito uczyło się także 11 muzułmanek. Dziewczęta te dopiero u nas po raz pierwszy trzymały w ręku przybory szkolny, używały kleju, nożyczek. Pierwszy rok to nauka szycia ręcznego, poznawanie podstawowych ściegów hafciarskich, a następnie nauka szycia na maszynie. Wspólnie z Fundacją Dzieci Afryki w projekcie „Bilet do świata – maszyna dla afrykańskiej dziewczyny” chcemy, aby każda osoba, która skończy dwuletni Kurs mogła otrzymać własną maszynę do szycia. To ma być dla niej pomoc, aby samodzielnie utrzymać własną rodzinę. Z prośbą o przyjęcie przychodzą osoby w różnym wieku, niejednokrotnie mamy z małymi dziećmi, sieroty. Wszystkich łączy jeden cel – zdobycie wykształcenia i wyuczenie zawodu.
W 2013 roku zaczęłam także zajęcia krawieckie z dziećmi, najpierw na werandzie naszej misji. Później, kiedy spotkania utrudniało palące słońce, czy deszcz, powstała potrzeba stworzenia własnej salki zwłaszcza, że dzieci przybywało. Jeden z magazynów przerobiliśmy na salkę. Trzeba było wybić okna, otynkować ściany, wylać posadzkę, pomalować i założyć moskitiery, czyli siatki, które miały chronić nas przed komarami. W grudniu mogliśmy przenieść się do naszej własnej, pierwszej salki. Dzieci po raz pierwszy mogły rysować i jeść posiłek przy stolikach; uczyły się posługiwać przyborami szkolnymi, bawić zabawkami, układać puzzle. Pewnego razu podeszła jedna z dziewczynek prosząc o pomoc w opłaceniu szkoły. Potem inna, 12-letnia sierota przyznała się, że bardzo chciałaby się uczyć, ale jej opiekunów nie stać na opłacenie nauki. Im bardziej poznawałam środowisko, tym bardziej dostrzegałam trudną sytuację dzieci a zwłaszcza sierot. Tak powstała inicjatywa „Adopcja Serca”. Fundacja Dzieci Afryki zajęła się szukaniem ludzi, którzy chcieliby opłacić koszty związane z nauka dla jednego dziecka afrykańskiego. Do tej pory mamy już kilkanaście dzieci, które objęte są adopcją na odległość. A co najważniejsze zawsze za zakończenie naszego spotkania dostają coś do jedzenia. Niekiedy to garść orzechów, czy ciastko, niekiedy „Poto-poto”, czyli ryż na słodko z mlekiem, sokiem z cytryny i orzeszkami ziemnymi, dzieci to uwielbiają i jest bardzo pożywne. Dzieci w Afryce chętnie się uczą, niektóre są bardzo zdolne. Z podziwem patrzę na 5-cio czy 8-mio letnie dzieci, z jakim przejęciem uczą się haftować i co najważniejsze sprawia im to niesamowitą radość. Nasza grupa nosi nazwę ,, Amolenge ti Mama Marie” (,,Dzieci Maryi”). Za patronkę obraliśmy Matkę Dobrego Pasterza. Mamy też żółte koszulki, na których dzieci własnoręcznie wyhaftowały napis i postać Maryi.
Podczas konfliktu wojennego w naszym kraju, gdy około 600 uchodźców szukało schronienia na naszej misji zobaczyliśmy jak wiele nasza obecność znaczy dla tych ludzi. Jak bardzo nas potrzebują. Nie chodzi tylko o słowa, ale przede wszystkim o bycie razem, o wzajemność obecność. Gdy nasze siostry razem z innymi mieszkańcami Ngaoundaye uciekali przed rebeliantami, aby szukać schronienia w buszu to dla tych ludzi dawało to poczucie, że nie są sami, że nie wszystko stracone, że jest nadzieja. Zwłaszcza, że nie było żołnierzy ani żadnej z Organizacji Międzynarodowej.
Myślę, że doświadczenie wojny zmieniło każdą z nas. Poznałyśmy jej okrucieństwo, ale także doświadczyłyśmy działania Bożej Opatrzności i solidarności, zwłaszcza z tymi najsłabszymi. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tam wracam i jak długo zamierzam tam zostać. Wiem jedno, Pan Bóg nas prowadzi nieustannie i to właśnie On Jest najlepszym reżyserem naszego życia. Ja chyba nigdy nie wpadłabym na taki scenariusz. Zostaje mi tylko jedno, życzyć ODWAGI wszystkim tym, których Pan zechce powołać i wysłać aż na krańce świata, aby głosili Dobrą Nowinę o zbawieniu.
s. Renata Grzegorczyk
Jeżeli chcesz wspomóc działalność misyjną s. Renaty możesz przekazać dowolną ofiarę pieniężną na konto:
Zgromadzenie Służebnic Matki Dobrego Pasterza
ul. Kościelna 9
05-500 Piaseczno
tel 22 757 02 44
konto misyjne:49 1240 1109 1111 0010 2856 9951
z dopiskiem: świetlica w Bouar