14 gru

Szkoła w Mann

Małgorzata Kiedrowska, Republika Środkowoafrykańska

Minął już miesiąc od kiedy wróciłam z Polski. Wróciłam tam gdzie słońce wschodzi o 6.00, a zachodzi o 18.00 przez cały rok. Gdzie na pasterkę idzie się w tych samych sandałach co na Boże Ciało. Gdzie przerwę szkolną ogłasza dźwięk felgi uderzanej kawałkiem metalu i gdzie tańcem można wyrazić wszystko. Wróciłam do RCA, na misję do Ngaoundaye, do szkoły w Mann.

Pierwszy miesiąc bardzo intensywnej pracy, nadrabiania zaległości, wchodzenia prawie od nowa we wszystkie obowiązki. Staram się zrozumieć co przeżyli tutejsi ludzie podczas mojej nieobecności. Strach, niepewność jutra, noce w których uciekali tak jak byli w pola, bo nadciągali rebelianci, a ich zamiarów nikt nie znał. Ciężko to pojąć, trudno się w tym odnaleźć. Niektórzy muszą zaczynać kolejny raz od zera. Rebelianci przechodząc kradli i niszczyli co się dało. Dariusowi zabrali łóżko, szafkę, materiały z których przygotowywał się, żeby uczyć dzieci katechizmu. Davidowi wyważyli drzwi, które potem ukradli. Zacharii rozebrał swój motor na części, aby uchronić go przed kradzieżą, ale i tak zabrali te części, które znaleźli i teraz nie może złożyć go w całość. Nathalii zabrali garnki, firany. Samsonowi miski i bidony, tylko młotek im się nie przydał, gdy go znaleźli wyrzucili go przed dom na ziemię. Niektórym ukradli zebrane już orzeszki ziemne. Patrząc z perspektywy wartości materialnej, straty każdego z nich pewnie nie są większe niż 200 euro, ale to był ich cały dobytek, bogactwo rodziny.

Sporo ludzi uciekając w popłochu przewracało się po drodze, raniąc się.  Później dwa, trzy tygodnie na polu nie mieli jak zaopatrzyć zranień, wdało się zakażenie. Potrzebna była kuracja antybiotykowa. Gdy na przerwie zaczynam robić opatrunki moim uczniom, kończę po prawie godzinie. Mimo tego wszystkiego co przeżyli, pierwsze słowa, które słyszę po powrocie to zawsze troska o to jak się czuje moja rodzina, najbliżsi, jak mi minęła podróż, jak spędziłam czas w Polsce.  Serce rośnie.

Zapisy do szkoły opóźniły się o miesiąc, oczywiście przesunięcie czasowe to nie jedyny problem. Niejednemu pieniądze, które miał odłożone aby posłać swoje dzieci do szkoły, kupić im wyprawki, nowe ubrania, buty, zabrali rebelianci. Z Bożą pomocą mamy 220 uczniów. Otworzyliśmy dodatkową klasę CM1, aby dzieci mogły się lepiej przygotować do egzaminów kończących edukację na poziomie podstawowym. Od stycznia wznowimy działalność „zerówki”.

Piec do chleba, który w ubiegłym roku wybudowali uczniowie najstarszej klasy, przetrwał porę deszczową i wizytę rebeliantów i każdego dnia wychodzi z niego 250 smakowitych bułeczek, a w czwartki nawet ponad 300, którymi uczniowie podczas przerwy wzmacniają swoje siły. Przecież najlepszym lekarstwem na bolącą głowę, czy brzuch jest smakowita, pachnąca, jeszcze lekko ciepła bułeczka ze szkolnego pieca. Najmłodsi uczniowie, gdy pierwszy raz spróbowali szkolnego wypieku, mówili jeden do drugiego: mapa so a yeke a hon ti mapa ti marcher; Chlebek ten jest wiele lepszy niż ten z targu. Mogliśmy też wznowić działalność zakładu krawieckiego działającego przy szkole, w którym dziewczynki w ramach zajęć technicznych uczą się szyć, szydełkować, robić na drutach. Tegoroczny kurs rozpoczęły od uszycia torebek na zeszyty, dla siebie i dla młodszych dzieci. Chłopcy oczyścili już teren pod szkolny ogród, wypalili trawy, a zaraz po egzaminach kończących pierwszą sekwencję nauki rozpoczną budowę ogrodzenia, chroniącego przed wszystkożernymi kozami i będą mogli posiać i zasadzić warzywa.

W czwartki, gdy do szkoły przychodzą dzieci niedożywione, na bilans zdrowia i po zapas jedzenia na kolejny tydzień, dostają również szkolne bułeczki. I wówczas nawet największe płaczki są spokojne podczas ważenia i mierzenia. Obecnie zapisanych mamy ok. 80 dzieci niedożywionych, w różnych stanie. Około 10 z nich jest skrajnie niedożywiona. I można by było oceniać i dumać z jakiego powodu, czy to z biedy, czy z zaniedbania, czy z nieświadomości rodziców, ale to nic nie da. Trzeba po prostu wszelkimi możliwymi sposobami starać się pomóc. I tak co dwa tygodnie w czwartek Julienne tłumaczy mamom, jak należy przygotowywać posiłki dostosowane do wieku i stanu zdrowia dzieci. Które z miejscowych produktów zawierają jakie wartości odżywcze i witaminy. Smutne było to gdy podczas pierwszego bilansu musiałam wykreślić z listy imiona dzieci, które zmarły podczas  ostatnich 4 miesięcy.

Na barierze wjazdowej do wioski Mann, zrobili swój posterunek rebelianci, których dowódcą jest Sidiki. Znajdują się na tym terenie dla ochrony stad krów przed kradzieżą. Nakładają też opłatę na handlowców, którzy chcą przekroczyć z towarem ich posterunek. Widok uzbrojonych po zęby ludzi nie wywołuje pozytywnych odczuć.

Jednego dnia gdy wracałam ze szkoły motorem, na środku drogi zatrzymało mnie dwóch uzbrojonych rebeliantów. Chwila niepewności, za nim nie okazało się o co chodzi. Jechali motorem i skończyło im się paliwo, a do najbliższej wioski były 4 kilometry. Pchanie motoru, w godzinach południowych w porze suchej, jest ogromnym wysiłkiem. Dlatego też owi żołnierze zatrzymali nas prosząc byśmy podjechali do najbliższej wioski, kupili im benzynę i dali komuś, kto akurat w ich stronę będzie jechał, nawet dali na nią pieniądze. Podjechaliśmy do wioski i wróciliśmy z lejkiem i 1,5 litrową butelką benzyny. Ich zadziwienie było niemałe. Taki mały gest miłosierdzia i zrozumienia nie wiadomo kiedy może nawet życie ocalić.

Przez 4 miesiące mojego pobytu w Polsce działo się wiele. Zarówno tam, jak i tu.  Spotkałam wielu ludzi o otwartych sercach dzięki którym, za nim jeszcze wróciłam na misję ogromne paczki czekały już na nas, pozostałe popłyną kontenerem i pewnie w okolicy Świąt Wielkanocnych dotrą do serca Afryki, a to wszystko dzięki rówieśnikom moich uczniów, którzy uczą się w Gimnazjum we Władysławowie, w Szkole Podstawowej nr 3, w Szkole Podstawowej w Chłapowie, w Stargardzie Szczecińskim, w Rogóżnie, w Lyskach. Dzięki młodzieży z Brzozowa zaangażowanej w Fundacji Dzieci Afryki, moi uczniowie mają nowy sprzęt sportowy  i z napięciem czekają na styczniowe zawody, żeby zmierzyć się kto jest lepszy, szybszy, zwinniejszy. Dzięki Kolędnikom Misyjnym z Tarnowa, działa przyszkolny zakład krawiecki, a chłopcy uczą się uprawy warzyw i wypieku chleba. Uczniowie zaangażowani w akcję Ad Gentes, „Mój szkolny kolega z misji” pomagają nam doposażyć szkołę, aby każdy nawet najbiedniejszy uczeń miał potrzebne przybory szkolne i aby podczas przyszłej pory deszczowej w klasach nie kapało nam na głowy. Dzięki Ruchowi Maitri dzieci niedożywione, mają szansę wrócić do zdrowia, by kiedyś realizować swoje marzenia.  Tak wiele wyciągniętych rąk i otwartych serc spotkałam w Polsce, że nie sposób wszystkich wymienić. Pan Bóg wie.

Gdy wieczorem planuję pracę na kolejny dzień, czasem tylko jakiś konik polny wpadnie do pokoju i aby umilić mi czas na dobranoc cyka kołysankę. Z wdzięcznością w sercu i pozdrowieniem z Republiki Środkowoafrykańskiej

Gosia Kiedrowska, misjonarka świecka


 

Jeżeli chcesz wspomóc działalność misyjną Małgorzaty możesz przekazać dowolną ofiarę pieniężną na konto: 

Komisja Episkopatu Polski ds. Misji

Bank PEKAO S.A. I O/Warszawa

06 1240 1037 1111 0000 0691 6772

Tytuł przelewu: PATRONAT MAŁGORZATA KIEDROWSKA


Znajdź nas


Komisja Episkopatu Polski
ds. Misji


ul. Byszewska 1
skr. poczt. 112
03-729 Warszawa 4

tel. +48 22 679 32 35
[email protected]

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
123 0.10694599151611