UGANDA: Matugga: Wyjątkowy miesiąc
Uganda, ma jeden z najwyższych wskaźników urodzeń na świecie, zupełnie przeciwnie niż Polska, która ma jeden z najniższych w Europie. Dzieci w kraju nad Wisłą stanowią jedynie 1/6 ogółu społeczeństwa, podczas gdy w Ugandzie ponad 50% obywateli to dzieci. Również Kościół lokalny jest młody i historycznie, i fizycznie - choć biedny, jak to z młodymi generalnie bywa. Skoro w Ugandzie rodzi się dużo dzieci, nic więc dziwnego, że i do Pierwszej Komunii Świętej, w stosunkowo niewielkiej, kilkunastotysięcznej parafii, przystąpiło ich w tym roku ponad 240.
Pełne uczestnictwo w Eucharystii dla wielu dzieci było wyjątkowym przeżyciem, poprzedzonym długim przygotowaniem. Kilka dni przed uroczystością dzieci przystąpiły do egzaminu i swojej pierwszej spowiedzi świętej. Mieliśmy sporo pracy, gdyż sakrament spowiedzi odbywał się w kaplicach dojazdowych, do których dojeżdżaliśmy razem z o. Wojtkiem i katechistami. Muszę przyznać, że dzieci w tym roku były wyjątkowo dobrze przygotowane. Swoją prostotą, znajomością katechizmu, a także wiary, zawstydziłyby niejednego dorosłego katolika.
W niedzielę, 2. czerwca, już od ósmej rano dzieci przychodziły bardzo odświętnie ubrane, aby zająć najlepsze miejsca w kaplicy. Kiedy zebrali się wszyscy, rozpoczęła się Eucharystia. Bardzo wzruszające było dla nas to, że pomimo iż przygotowaliśmy do konsekracji znacznie więcej komunikantów niż zwykle, biorąc pod uwagę dzieci i rodziców, to i tak pod koniec niespodziewanie trzeba było łamać chleb Eucharystyczny, aby dla wszystkich wystarczyło Ciała Pańskiego. Wielu dorosłych również przystąpiło do Komunii Świętej, co wcale tutaj nie jest tak oczywiste.
Po Eucharystii, z racji Niedzieli Bożego Ciała, odbyła się po raz pierwszy w historii parafii tak długa procesja. I tu również byliśmy świadkami małego cudu. Takiej liczby ludzi podążających za Panem Jezusem nigdy tu nie widzieliśmy. Procesja przeszła z Matuggi do najbliższej kaplicy dojazdowej w Kabunza. Podczas drogi chóry pięknie śpiewały, a dzieci sypały kwiatki. Nie pod nogi kapłana niosącego monstrancję, ale właśnie bezpośrednio na monstrancję z Panem Jezusem i kapłana niosącego Najświętszy Sakrament. Ponieważ szliśmy przez centrum naszego miasteczka i przez rynek (nie mylić z krakowskim), spory tłum gapiów z zaciekawieniem przyglądał się tłumowi podążającemu za malutkim kawałkiem chleba. Niektórzy machali, pozdrawiali, trąbili, ogólnie wyrażając zainteresowanie dla dziwnego pochodu, który wielu brało po prostu za kolejną pielgrzymkę w drodze do Namugongo. Parafianie przygotowali także skromne ołtarze i udekorowali gdzieniegdzie trasę kolorowymi wstążkami, liśćmi bananów i palm. Po błogosławieństwie końcowym i krótkiej, dwudziestominutowej homilii, dzieci otrzymały pamiątkowe obrazki - niecodzienny tutaj zwyczaj. W tym roku na obrazkach umieściliśmy dwóch papieży, żeby dzieci zapamiętały też ten nietypowy czas - dwóch żyjących papieży w tym samym czasie. Zmęczeni bardziej słońcem niż procesją wróciliśmy do klasztoru, choć ludzie trochę byli rozczarowani, że mimo wszystko taka uroczystość nie zakończyła się wspólnym... obiadem. Może weźmiemy to pod uwagę w przyszłym roku, przygotowując procesję.
Fot. Klasztor Matugga
Nie był to jednak koniec akcji duszpasterskich, gdyż późnym popołudniem młodzież z naszej Parafii wraz z opiekunem o. Wojtkiem wyruszyła na kolejną pielgrzymkę. Tym razem dłuższą - do sanktuarium w Namugongo, miejsca śmierci męczenników ugandyjskich. Ponieważ nasza parafia położona jest około dwudziestu kilometrów od sanktuarium, grupa ponad osiemdziesięciu osób dotarła tam późnym wieczorem.
Pisząc o pielgrzymce, nie sposób nie wspomnieć o grupach, które zmierzając do Namugongo zatrzymują się w naszej parafii na nocleg. Jedną z takich grup mieliśmy okazję gościć kilka dni wcześniej. Stu czterdziestu sześciu pielgrzymów z diecezji Lira przybyło późnym popołudniem do Matugga. Zamieszkali w naszej szkole podstawowej. Pątnicy pokonali ponad 300 km w niespełna dwa tygodnie, udając się do wspomnianego sanktuarium, do którego każdego roku na 3 czerwca przybywa ponad milion ludzi z wielu krajów, głównie Wschodniej Afryki. Pielgrzymi idą w skwarze, często w klapkach nazywanych tu lugabira, wykonanych z opon samochodowych. Niosą na głowach jedzenie, ubranie, miski, i torby. To widok naprawdę wzruszający widzieć ludzi, często w podartych ubraniach, niemal boso zmierzających do miejsca, gdzie młodzi Ugandyjczycy oddali swoje życie za Chrystusa.
Jak wspomniałem wcześniej, dzieci przyjęły komunię świętą w kaplicy, która mieści się na parterze szkoły. Mnóstwo ludzi każdej niedzieli musi przeżywać mszę na zewnątrz, bo niestety nie mamy jeszcze wybudowanego kościoła parafialnego. Jego budowa trwa od 3 marca, ale ze względu na brak funduszy nie zostanie pewnie prędko ukończona. Choć nasi parafianie składają naprawdę mnóstwo ofiar na budowę, to i tak jest to kropla w morzu potrzeb. Trzeba jednak przyznać, że po kolejnej wymianie firmy budowlanej, wreszcie budowany jest sprawnie, a pracownicy są na placu budowy do późnych godzin wieczornych - jeśli oczywiście jest prąd.
Parafia Matugga przy klasztorze Niepokalanego Poczęcia prowadzona przez zakonników z krakowskiej prowincji franciszkanów, od niespełna czterech lat rozwija się dynamicznie na wielu płaszczyznach. Najbardziej cieszy nas stale wzrastająca liczba ludzi przyjmujących sakramenty święte, a także powracających do aktywnego życia duchowego i zaangażowania parafialnego. Pomimo, że póki co jest nas tylko dwóch, to z wielkim optymizmem podejmujemy każdego dnia naszą modlitwę, naukę lokalnego języka i codzienne obowiązki, widząc jak młoda parafia zaczyna wzrastać w wierze. Jest w tym jakaś wielka nadzieja również na to, że starzejący się w innych częściach świata Kościół, ma ciągle swoje “dzieci”, które - o co ciągle się modlimy - zachowają i przekażą następnym pokoleniom depozyt wiary w Jezusa Chrystusa i Kościół Jego Oblubienicę
Więcej o pracy ojców franciszkanów można przeczytać na ich blogu
(opr. MŁ)