5 lip

Urodzony pod palmami

Kochani bardzo serdecznie Was pozdrawiam, a ponieważ 18 lipca będę obchodził pierwsze "urodziny afrykańskie", zapraszam więc na banany i orzeszki ziemne. Są zarezerwowane miejsca pod palmami dla wszystkich, którzy zechcą przybyć.

To już rok ale zarazem to zaledwie roczek, bo wyobraźcie sobie niezdarne jednoroczne dziecko. Ażebyście sobie mogli bardziej wyobrazić te niezdarę, to Wam przypomnę ten rok. Poród rozpoczął się już 11 lipca kiedy to opuściłem ziemię rodzinną, by narodzić się w sercu Afryki, w Republice Środkowoafrykańskiej 18 lipca o godz. 9.30. Jakby zgodnie z zaleceniami niektórych współczesnych szkół rodzenia, na lotnisku w Bangui odbierał mnie "mój ojciec", biskup diecezji, w której dane mi będzie raczkować. Mówi się, że do ok. szóstego miesiąca niemowlę nie powinno przyjmować innych pokarmów poza mlekiem matki. I tak też było mniej więcej w moim przypadku. Pierwszych pięć miesięcy spędziłem w stolicy, pod troskliwym okiem mego przełożonego, niczym matki. Czas w stolicy pozwolił mi się łatwo zaaklimatyzować i rozpocząć poznawanie tego nowego świata "na który przyszedłem". Pogłębić także znajomość francuskiego. W tym też okresie oprócz najbliższej rodziny zakonnej miałem też dodatkową opiekę : polskich misjonarzy, księży diecezjalnych z Tarnowa, którzy pracują na Misji niedaleko stolicy.

Z nowym rokiem udałem się w nową rzeczywistość, w odległości o ponad 700 km na wschód kraju, do diecezji Bangassou. Gdzie czekał już na mnie wspomniany biskup, a we wspólnocie zakonnej : przełożony Teo, 61 letni holender i Antonio, 34 letni Angolczyk, oraz nauczyciel Sango, narodowego języka tego kraju. Pierwsze kroki zacząłem stawiać na Wielkanoc. Kiedy to w Niedzielę Zmartwychwstania pierwszy raz samodzielnie odprawiłem Mszę św. w tym języku. Następnie bardzo powoli zacząłem próbować spowiadać i mówić kazania. W ciągu roku przechorowałem pięć razy, w tym cztery razy na malarię. Zjadłem więcej owoców cytrusowych niż w Polsce przez całe życie i nieustannie poznaję wielu ludzi z różnych stron świata. Modlę się do Boga w językach, których jeszcze dobrze nie rozumiem. Mówi się, że każdy mężczyzna powinien zbudować dom, posadzić drzewo i zrodzić syna. Dom zastałem nowy kiedy tu przyjechałem. Drzewo posadziłem i to już nawet kilka, rozpoczynając od bananowców. A jako Ojciec zakonny, zanim tu przyjechałem, już czekała na mnie gromadka dzieci. Tak pokrótce można opisać ten czas.

Kochani, na obrazku prymicyjnym napisałem : Proszę o ofiarę z przeżywanego cierpienia, o codzienne jedno "Zdrowaś Maryjo" i wszelkie inne wsparcie w posłudze kapłańskiej. Mając już za sobą rok obecności w Afryce, chciałem bardzo gorąco podziękować każdemu kto dokładnie to przeczytał i poważnie potraktował. Zdaję tu sobie doskonale sprawę, że jesteście tutaj ze mną, że bez Was ten rok nie przeminąłby w takim pokoju ducha. Ale zarazem też proszę o nie ustawanie w tym trudzie wspierania mnie, moja prośba jest nadal aktualna. A nawet ośmielam się prosić jeszcze mocniej. Pamiętam w modlitwie przed Panem Jezusem.

Ks. Krzysiek Ferenc, z serca Afryki

Republika Środkowoafrykańska, Bangassou 5 lipca 2005 roku


Znajdź nas


Komisja Episkopatu Polski
ds. Misji


ul. Byszewska 1
skr. poczt. 112
03-729 Warszawa 4

tel. +48 22 679 32 35
[email protected]

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
120 0.10191297531128