WAKACJE na Kubie czy dla Kubańczyka?
s. Anna Łukasińska, Kuba
Szczęść Boże wszystkim przyjaciołom i dobroczyńcom misji.
To dopiero drugie lato, które spędzam na Kubie jako misjonarka i to co jest pewne, że nie jestem tu na wakacjach. Tak, tak, turyści nie będą wiedzieli o czym pisze, bo znają Słoneczną Wyspę Marzeń z innej strony: samolot bez opóźnień, autokar z udogodnieniami czekający na lotnisku, hotel, w którym wszystko jest zapewnione, miła obsługa i przede wszystkim gorące słońce każdego dnia, piękna plaża z czystą i ciepłą wodą do kąpieli całodniowych…
A dla Kubańczyka?
Jeśli nie kupiłeś biletu na autobus państwowy 3 miesiące wcześniej, nie masz szans na podróż do innej prowincji. Możesz szukać prywatnych kamionów - ciężarówek z siedzeniami lub ławami z żelaza i podróżować za podwójną cenę, albo liczyć się z tym, że godzinę przed odjazdem oznajmią ci, że podróż odwołana, bo nie ma benzyny, bo kierowca się rozchorował, albo zwyczajnie ciężarówka się popsuła. Z Manzanillo, gdzie mieszkam podróż do Hawany, ponad 800km trwa 12-14 godzin i kosztuje 10-12 dolarów od osoby, a więc całą pensję Kubańczyka. Jeśli ktoś ma dzieci nawet nie śni żeby się przemieszczać.
Ani rodziny, ani szkoły nie organizują wypoczynku. Nikt nie wie co to kolonie, obozy 2 tygodniowe, wycieczki ze zwiedzaniem własnego kraju, pielgrzymki czy rekolekcje dłuższe niż 1 dzień. Wszystko staje się problematyczne gdy brakuje transportu, nie ma domów, w których można by było zaproponować pobyt dla 30-40 osób przez 3-4 dni…. I czasem to co najtrudniejsze: nie udaje się zakupić jedzenia. Poszukiwanie ryżu, fasoli, jakichś warzyw czy mięsa to ciężka praca, która często kończy się powrotem z pustą siatką w rękach i nogami zmęczonymi od chodzenia… Jedyna lodziarnia w mieście bardzo często jest pusta…z wystawioną kartką: LODÓW BRAK (dzieci na wioskach jedyne lody które znają to zamrożone mango, albo woda z dodatkiem kokosu). Jedyny napój w woreczkach za 1 peso niedostępny w miesiącach letnich, inny w puszce o nazwie „ TU KOLA”, kosztuje 10-15 peso i pozostaje jedyną szansą na ochłodę…
Podczas wakacji dzieci na wioskach biegają całymi dniami wokół domu lub organizują się w grupki by wykąpać się w pobliskich rzekach. Młodzież, jeśli zakończyła szkołę w połowie lipca martwi się jak zacznie wrzesień… studenci nadrabiają zaległości i nie odrywają się od książek… inni czekają na pomoc rodziny z zagranicy, by doładować komórkę, opłacić kilka godzin internetu lub zjeść pizzę.
W kilku miejscach zawsze spotykam grupki młodych i dorosłych mężczyzn grających w domino na ulicy… w centrach państwowych pojawiają się warcaby i szachy.
Jeśli któreś dziecko ma szczęście i posiada piłkę (w sklepach to rzadkość i kosztuje 20 dolarów), inne dzieci z sąsiedztwa przychodzą by pograć na ulicy, oczywiście bez butów, które trzeba „zaoszczędzić” do szkoły.
Diecezja Bayamo- Manzanillo, w której pracuję, po 20 latach istnienia, nie ma żadnego domu rekolekcyjnego i pomysłu na wakacje. Transport jest za drogi, brak kadry, która przygotuje cokolwiek utrudnia współpracę. W tym roku to co zaproponowano były 2 dni dla trzech grup nastolatków spędzone w parafii Veguitas. Dzieci spały na materacach w kościele, kucharka gotowała ryż z fasolą i w ciągu dnia odbyła się wspólna Eucharystia, moment formacyjny, gry dowolne, śpiew.
Dla starszych (15-30 lat) propozycją była wycieczka na plażę. Z Manzanillo do Niquero gdzie znajduje się plaża Coloradas jest 100 km, a więc ciężarówką ponad 2 godziny drogi. Niespodzianka od policji: 10 km przed plażą zatrzymują wszystkie ciężarówki, zabierają dokumenty kierowcom i uprzejmie proszą, by odebrać je przed godz. 16.00… ciekawe i irytujące… jedyny dzień wypoczynku i musisz uciekać z plaży o 15.30.
Obserwując sytuację w zeszłym roku zdecydowałam się prosić o pomoc i dzięki projektowi poprzez Salezjański Ośrodek Misyjny w Warszawie, wielu ludzi dobrej woli i przyjaciół misyjnych dołożyło swój grosz na zorganizowanie spotkań wakacyjno - ewangelizacyjnych dla młodzieży z naszej diecezji.
Pierwszy wyjazd dla 55 nastolatków (11-14 lat) miał miejsce w Camagüey. Spędziliśmy 3 dni w klimacie rodzinnym bazując na temacie: Radość bycia Chrześcijaninem... poszukując wspólnie Boga, który jest źródłem radości, w modlitwie, spacerach, refleksji biblijnej, pracy w grupach i odwiedzając różne zakątki Camagüey (na jednym ze zdjęć wizyta u polskich sióstr Matki Bożej Miłosierdzia). Ostatni dzień dopełniliśmy radości na Plaży Santa Lucia. Wielu z uczestników tego spotkania to były dzieci z wiosek, które po raz pierwszy wyjechały z własnych domów na tak długo. Połowa po raz pierwszy zobaczyła inne miasto i mogła wykąpać się i pospacerować po plaży. Dla mnie trud przygotowań ponad 3 miesiące i niepewność wszystkiego do ostatniego dnia, dla dzieciaków, szczęście przez 4 dni… które im rozjaśniło pozostałych 60, które spędzą w szarości i nudzie….
Kolejne spotkanie nieco bardziej poważne, bo dla grupy młodzieży 15-18 letniej zaproponowałam w Hawanie. Pierwsze 3 dni spędziliśmy z grupą 74 młodych w naszym domu rekolekcyjnym, sióstr salezjanek w Guanabacoa, na przedmieściach Hawany. Ostatni dzień przeznaczony był na zwiedzanie stolicy. Większość uczestników, pozbierana ze wszystkich zakątków diecezji (mamy tu 11 parafii i w każdej grupki od 2 do 15 młodych katolików… nie ma więcej, stanowimy tu niecały 1%), po raz pierwszy mogło zobaczyć na własne oczy stolicę kraju. Przeżyliśmy czas pod hasłem zaproponowanym przez Papieża Franciszka na ten rok przygotowań do ŚDM w Panamie: „Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny”, szukając osobistej relacji z Bogiem i Maryją, medytując Magnificat i pisząc własny Hymn wdzięczności Bogu za cuda, które czyni w życiu każdego z nas. Niektórzy z uczestników jeszcze nie przyjęli I Komunii św, ale modląc się na adoracji nocnej podjęli decyzję rozpoczęcia katechumenatu i przygotowania do sakramentów. Inni dzięki świadectwu małżeństwa animatorów zapragnęło budować swoje przyjaźnie, relacje narzeczeństwa według wartości ewangelicznych, by w przyszłości budować rodziny chrześcijańskie silne Bogiem.
Powtórzę że dla mnie to była ciężka praca i trud ponad 3 miesięcy…. Dla młodzieży 4 dni, które wielu z nich dodały skrzydeł wiary, nadziei i miłości. Warto było i ufam że każde z tych spotkań wyda owoce w ich chrześcijańskim życiu. Oby w przyszłości młodzi Kubańczycy, którzy wciąż wzrastają tu w kompleksach…że im się nie należy… że dla nich nie ma ani hotelu, ani plaży, że tylko turysta ma prawa do wakacji na Kubie… oby zaznali momentów wypoczynku we własnym kraju jedząc spokojnie smażoną rybę lub ulubiony rodzaj lodów na pięknej plaży.
Dziękuję wszystkim za dar modlitwy i wspierania misyjnych trudów
Pozdrawiam serdecznie, z Bogiem
s. Anna Łukasińska, salezjanka
Zobacz także:
Jeżeli chcesz wspomóc działalność misyjną s. Anny możesz przekazać dowolną ofiarę pieniężną na konto:
Siostry Salezjanki - Inspektoria Wrocławska
ul. Św. Jadwigi 11 50-266 Wrocław
Ofiary można wpłacać na konto 15 1020 5242 0000 2102 0019 2690 z dopiskiem - KUBA (pomoc dla s. Anny)
lub :
Salezjański Ośrodek Misyjny
ul. Korowodu 20 02-829 Warszawa
Ofiary na konto : 50 1020 1169 0000 8702 0009 6032 z dopiskiem - KUBA (pomoc dla s. Anny)