ZAMBIA: NOWA PARAFIA – WIELKA RADOŚĆ
Ksiądz Zenon Bonecki, który napisał do nas, do Zambii pojechał z diecezji katowickiej i pracuje tam od 2010 roku. Najpierw jego miejscem posługi misyjnej była rozległa parafia Chingombe, gdzie poznawał zambijską rzeczywistość, uczył się lokalnego języka bemba i pracował jako duszpasterz. Od 2012 roku pracuje w nowo utworzonej parafii w Masansie.
***************
Biskup diecezji Kabwe utworzył nową parafię w Masansie w październiku 2012 roku. Należy do niej ponad 30 wiosek, co w tym momencie, terytorialnie, czyni nas na mapie naszej diecezji jedną z największych parafii.
Po świętach wielkanocnych, w niedzielę miłosierdzia, celebrowaliśmy pierwszy parafialny odpust. Potem, w sierpniu, wędrowaliśmy pieszo przez 7 dni do sanktuarium maryjnego w Kabwe. Pielgrzymka taka nie przypominała standardów np. pielgrzymek w Polsce do Częstochowy. Jednak mnie cieszy fakt, że 12 osób zdobyło się na odwagę, by wyruszyć. Po drodze dołączyli do nas wierni z sąsiedniej parafii. Co najważniejsze, miejscowy biskup publicznie zachęcił nas do kontynuacji tego dzieła pielgrzymkowego. Nawiasem mówiąc, warto mieć w roku kilka dni pokuty, by w ten sposób przeprosić za własne i cudze grzechy i dziękować za ogrom Bożych darów.
Wierni z mojej parafii wrócili bardzo zadowoleni i z nowym zapałem wzięliśmy się do pracy. Potem jeszcze zorganizowaliśmy warsztaty dla miejscowych przewodniczących modlitw i uczących katechizmu (oni są bardzo ważni szczególnie w wioskach, gdzie ksiądz przyjeżdża raz na dwa trzy miesiące). Zajęcia były prowadzone przez liturgiczny zespół diecezjalny, który pomógł nam głębiej zrozumieć mszę świętą. Bardzo ciekawym, choć trochę egzotycznym wydarzeniem były warsztaty dla instruktorów małżeńskich, prowadzone jako nauczania. Miło było widzieć jak Ewangelia Jezusa przenika kulturę i tradycję miejscową i nadaję jej głębszy, duchowy wymiar.
W tym katalogu ważniejszych wydarzeń dwa były wyjątkowe. Pierwsze, to pierwsza rocznica powstania parafii, która wypadała w niedzielę misyjną 20 października. Zwyczajna niedzielna msza, w której dziękowaliśmy za dar parafii. Zaskakujące dla mnie było jej zakończenie, kiedy to wierni poprosili mnie na środek, kazali usiąść i zaczęli przynosić dary, co przyznam, było bardzo miłe. Wśród kur i tego typu „jadalnego inwentarza” znalazły się osiągnięcia współczesnej myśli technologicznej - żelazko, mała kuchenka elektryczna z piekarnikiem, lodówka, wiatrak dla ochłody na upalne dni, koszule, koszulki, koc i pościel.
Moi Drodzy! Jak widzicie, zamiast węży i lwów, które „miały mnie zaatakować i ewentualnie zjeść” pojawiają się wierni, którzy choć w wielu przypadkach ubodzy, potrafią zdobyć się na takie gesty. Niebywałe! Jak tu wracać do zimnej Polski, choć przyznam, że za nią tęsknię. Ale nie mogę pisać za dużo jak tu o mnie dbają, bo zapomnicie o mnie i przestaniecie nas wspomagać, a chcę byście wiedzieli, że dzięki Waszym ofiarom udało się nam tutaj dokonać paru rzeczy, o których napiszę później. Wróćmy zatem do myśli głównej.
Drugim bardzo ważnym wydarzeniem w życiu naszej parafii były odwiedziny biskupa Klementa Mulengi. Spędził u nas dwa dni: „Andrzejki” i pierwszą niedzielę adwentu. Oprócz bierzmowania, spotkał się z wiernymi, zobaczył co udało nam się wspólnie osiągnąć. Ludzie przyjęli go bardzo dobrze. Ofiarowali jak dowód uznania i wdzięczności 9 kóz i 30 kur, oprócz innych darów. Dla nas, widok w kościele żywych kóz i kur, niesionych w darach podczas mszy św. jest nieco zabawny, tym bardziej że czasem „beczą i gdaczą”, ale tutaj nikogo to nie dziwi. Czasem nawet zdarzało się, że gdy biskup powiedział kilka zdań, owe stworzenia potwierdzały słuszność wypowiadanych słów stanowczym „beczeniem i gdakaniem”, co z łatwością było rozpoznawane przez wiernych jako „signum Dei” (znak Boży) i wzmocnione śmiechem i brawami audytorium.
To tak pokrótce kalendarium ważniejszych wydarzeń. Najważniejszą jednak była codzienna praca u podstaw z ludem - jak mawiali pozytywiści polscy w XIX wieku. Było tego trochę w wielu wymiarach. W wymiarze pastoralnym - rutynowe wizyty u wiernych w poszczególnych wioskach ( 3 na tydzień, co daje wizytę w tym samym miejscu raz na dwa, trzy miesiące). W wielu wioskach odbyły się pierwsze w historii parafii chrzty, Pierwsze Komunie Święte i śluby. W sumie, w ciągu pierwszego roku działalności parafii Miłosierdzia Bożego w Masansie ochrzciliśmy 84 osoby, udzieliliśmy 10 ślubów.
Wielką radością dla mnie jest to, że wypracowaliśmy coś w rodzaju programu duszpasterskiego. Centralnym punktem jest niedzielna Eucharystia, za którą wierni biorą pełną odpowiedzialność. Jest coraz lepiej przygotowana (czytania, modlitwa wiernych, komentarze, pieśni prowadzone przez chór parafialny lub młodzieżowy, ogłoszenia). Każda środa jest dniem, w którym wierni mogą przyjść do parafii z różnymi problemami czyli po naszemu tzw. kancelaria parafialna. Czwartek jest dniem modlitw za papieża, biskupa, kapłanów, siostry i braci zakonnych i o nowe powołanie z parafii - wszystko to poprzez modlitwę różańcową. Po mszy św. odwiedzamy chorych. Jest to wspaniała okazja zbliżenia się do rodzin i wiernych w parafii i poznania ich życia. Nie ukrywam, że przynosi mi to wiele radości.
W Zambii ludzie starzy i chorzy nie mają specjalnych świadczeń czy emerytur. Troska o nich spada na ich dzieci, ale czasem zdarza się, że ich nie ma, bo zmarli lub wyjechali za pracą. Dlatego odwiedziny u chorych i starszych wiernych z sakramentami uwrażliwiają Małą Wspólnotę Chrześcijańską do wzajemnej pomocy. Pewnie zastanawiacie się co to jest Mała Wspólnota Chrześcijańska? Otóż każde centrum, gdzie gromadzą się wierni, jest podzielone na małe wspólnoty chrześcijańskie, które stanowią grupę kilku do kilkunastu rodzin, gdzie rozważa się Pismo Święte, dzieli wiarą i wzajemnie wspiera również materialnie. Ta metoda wprost wyrasta z tradycji wspólnotowego życia Afrykańczyków i jest mocno osadzona w Ewangelii. Korzyścią wynikającą z działania Małych Wspólnot Chrześcijańskich, oprócz wsparcia rozwoju wiary, jest zaradzanie biedzie u tych wiernych, którzy nie są w stanie, z powodu wieku lub choroby lub innych nieszczęść losowych, utrzymać się z pracy rąk własnych. Ten system sprzyja po pierwsze - rzeczywistej pomocy tym, którzy jej potrzebują (a nie tym, którzy tylko robią wrażenie biednych), bo jest weryfikowany przez lokalną wspólnotę, po drugie - daje poczucie własnej godności i odpowiedzialności za siebie nawzajem. Unika się wtedy uzależniania od pomocy zewnętrznej.
Wiele zachodnich organizacji charytatywnych, w tym kościelnych, popełnia błąd pomagania na wzór idei tzw.” świata cywilizowanego”. W buszu nie ma sierocińców i domów starców, choć sierot z powodu AIDS jest mnóstwo. Tutaj zawsze znajdzie się ktoś z bliższej lub dalszej rodziny, kto bierze pod opiekę sierotę lub osobę starszą. To wielka mądrość Afrykańczyków. Jak się pewnie domyślacie, ksiądz też może być traktowany nie jak ksiądz, tylko jak pracownik socjalny od rozdawania pieniędzy. W tym systemie nie ma takiego zagrożenia, bo ksiądz nie jest postrzegany jak Święty Mikołaj, który rozdaje „prezenty” na lewo i prawo, ale jest przede wszystkim księdzem, którego pierwszym zadaniem jest głoszenia Jezusa i udzielanie sakramentów, oraz ojcem tej duchowej rodziny.
Procesja z obrazem świętago Jana Bosko - celebracja młodzieżowego święta 31 stycznia - św. Jana Bosko.
Wracając do duszpasterstwa, to po czwartku mamy piątek, który u nas w parafii jest dniem adoracji Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Zaczynamy od 15:00 w ciszy by potem, po Koronce do Miłosierdzia Bożego o 15:30, adorować Jezusa pieśnią i zakończyć o 16:30 błogosławieństwem, zaraz po odmówieniu Różańca Świętego. Nie mogę napisać, że przychodzą tłumy, ale cieszy mnie fakt, że wielu wiernych korzysta z tej okazji spotkania z Jezusem. Msza święta po adoracji jest w języku angielskim i prowadzona jest przez młodzież, co napawa nadzieją bo przecież młodzież jest przyszłością Kościoła, oni dzisiaj stają się liderami jutra. Ogromną radością jest również fakt, że wielką popularnością cieszy się utworzona młodzieżowa Mała Wspólnota Chrześcijańska, która spotyka się w każdą niedzielę po mszy św. Nie mamy jeszcze żadnego schronienia - miejsca spotkań, ale wspólnymi siłami budujemy tzw. insakę - domek bez ścian z dachem na palach, które już wkrótce stanie się miejscem spotkań młodzieży.
Ze spraw administracyjno - ekonomicznych chciałbym podkreślić, że udało nam się zbudować niewielki domek. Tak więc 9 listopada wprowadziłem się do niego i mieszkam na miejscu. Przez pierwsze trzy miesiące od powstania parafii dojeżdżałem 50 km, by potem następne 10 miesięcy spędzić w pobliskiej farmie wielkiego farmera z Grecji (codziennie dojeżdżałem 7 km).
Dlatego w tym miejscu w sposób szczególny chcę podziękować wszystkim darczyńcom za materialne wsparcie, bo to dzięki Waszym ofiarom mogliśmy tego dokonać. Dzięki Waszym ofiarom ksiądz mieszka na miejscu i dzięki temu jakość życia parafialnego zdecydowanie wzrosła. Moi wierni są teraz bardzo dumni, że jako katolicy jesteśmy świadectwem jedności i wzajemnej współpracy dla innych wspólnot religijnych w Masansie. Tutaj bardzo często się zdarza, że jak liderzy w innych wspólnotach religijnych się pokłócą, to od razu zabierają swoją frakcję i tworzą nowy kościół. Tym bardziej warto podkreślić, że siłą naszego Kościoła jest jedność i współpraca, że wierni katoliccy z jednej parafii pomagają wiernym z innej parafii. W ten sposób Ewangelia rozszerza się nawet w miejscach, gdzie dotąd rzadko kto docierał z Dobrą Nowiną. Wy w Polsce wspieracie nas w Zambii i za to jestem Wam szczególnie wdzięczny. Tak wielu dobrych ludzi ciągle ofiaruje swoje „niewiele”, by razem móc osiągnąć rzeczy, o których wielu tutaj w Masansie nawet nie śniło!!!
Żeby nieco zobrazować zambijskie realia, podam Wam kilka faktów, które wyrażą jeszcze głębiej naszą wdzięczność za udzielane nam wsparcie materialne i lepiej pokażą, jak Wasza pomoc jest konieczna. Po pierwsze -koszty budowy czegokolwiek tutaj stają się wysokie ze względu na duże odległości. Dla przykładu, koszt transportu 30 ton żwiru jest dwukrotnie wyższy niż cena samego żwiru, bo najbliższe miejsce gdzie można go kupić oddalone jest o ponad 200 km, a cena paliwa wyższa niż w Polsce. Tak więc zakup 30 ton żwiru wynosi ok 400 USD (dolarów amerykańskich), to około 1250 zł. Plus koszt transportu - dodatkowe 800 USD, co daje nam około 2500 zł . Razem 1200 USD, co w przeliczeniu na polską złotówkę wynosi ponad 3700zł. Zakup 5 ton cementu, to ponad 1400 USD, co stanowi około 4300 zł, a koszt jego transportu przynajmniej 500 USD, co daje nam około 1550 zł. Razem blisko 6000zł. I tak można wyliczać…
Na zakończenie tego skromnego listu pozwolę sobie jeszcze na kilka ogólniejszych słów. Prowadzi nas Bóg, poprzez swojego syna Jezusa Chrystusa. Dzięki Niemu znamy Drogę Prawdy i Życia. Nieważne, jaki jest stan naszego serca, ile grzechów je obciąża, ile przegranych, zmarnowanych szans życiowych mamy za sobą. Tu i teraz ważne jest jedno, czy pozwolimy Jezusowi wejść do niespecjalnie ciekawego „zapachu i brudu” naszego serca i pozwolimy Jemu samemu „posprzątać”. Pozwolimy się wybawić, usprawiedliwić. Jezus najlepiej wie, jak nas usprawiedliwić przed Ojcem z naszych głupstw życiowych, ale często my sami wolimy usprawiedliwiać się na własną rękę, oszukujemy się, że nie jesteśmy wcale tacy źli, inni są gorsi. Chcemy tylko zrobić na innych dobre wrażenie. Ale Bóg zna nasze serca, widzi je i wie, jak jest. Więc jedyną rzeczą jaką my powinniśmy zrobić jest pokorne uznanie, że wcale tacy święci nie jesteśmy i potrzebujemy JEZUSA- JEGO MIŁOSIERDZIA!!! Jak piękną rzeczą jest doświadczyć tej wolności bycia wybawionym przez Jezusa. Tego życzę każdemu z Was. Jednocześnie zapewniam Was o naszej modlitwie we wszystkich Waszych intencjach, szczególnie w każdą sobotę.
Z modlitwą, ks. Zenek