Życiorys: Dr Wanda Błeńska
Tego, że tak pokochałam moją pracę wśród
trędowatych, nie uważam za osobistą zasługę.
To jest dar, za który jestem wdzięczna Bogu.
dr Wanda Błeńska
Wanda Błeńska, ur. W 1911 r. w Poznaniu. Do gimnazjum uczęszczała w Toruniu. Studia medyczne ukończyła w Poznaniu w 1934 r. Aktywny członek Akademickiego Koła Misyjnego i redaktor „Annales Missiologicae”. Od października 1942 r. członek AK. Po wojnie w ukryciu przedostaje się do Niemiec, potem do Anglii. W lutym 1950 r. wyjeżdża jako lekarka-misjonarka do Ugandy, która stanie się jej drugą Ojczyzną na kolejne 42 lata życia. Poświęca się trędowatym w leprozorium w Bulubie. Za swą pełną poświęcenia pracę uhonorowana licznymi odznaczeniami polskimi i zagranicznymi.
Została nazwana Matką trędowatych, wśród których pracowała przez 42 lata w Ugandzie. Na płaszczyźnie zaangażowania społeczno-misjonarskiego jest osobowością formatu Matki Teresy z Kalkuty, w dziedzinie leczenia trądu i spieszenia z pomocą jego ofiarom przypomina sylwetkę doktora Schweitzera. W dziedzinie medycyny cieszyła się prestiżem, posiadanym przez leprologów formatu doktora Brandta.
Wśród kilkunastu odznaczeń, o których ze skromności nie lubi wspominać, posiada dyplom Piusa XI za działalność misyjną wśród studentów, Pro Ecclesia et Pontifice Jana XXIII, Benemerenti Jana Pawła II oraz nadany przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Jako jedyna cudzoziemka otrzymała dożywotnie obywatelstwo Ugandy.
Praca dla misji
Chcemy przestawić bliżej niezwykłą sylwetkę doktor Wandy Błeńskiej, nazwanej przez Ugandyjczyków Dokta. To świecka misjonarka, która 42 lata swojego posługiwania lekarskiego złożyła w darze ludziom chorym na trąd. Jan Paweł II nazwał ją Ambasadorem misyjnego laikatu.
Ciekawa zbieżność dat wykazuje, że wtedy, gdy apostoł trędowatych o. Jan Beyzym kończył swe wielkie życiowe dzieło na Madagaskarze, pani Wanda Błeńska przychodzi na świat, by po zdobyciu odpowiedniej wiedzy służyć ludziom, noszącym na sobie piętna odrażającej choroby.
Już w wieku 17 lat złożyła egzamin dojrzałości i na podstawie konkursu świadectw maturalnych została przyjęta na wydział lekarski Uniwersytetu Poznańskiego, który ukończyła w 1934 roku.
Cały okres studiów i stażu lekarskiego był formą przygotowania się do wielkiego dzieła, które potem miała podjąć w dalekiej Ugandzie. Była osobą silnej wiary, dlatego jako chrześcijanka i przyszła misjonarka propagowała w swoim środowisku potrzebę i wartość modlitwy w intencjach misyjnego Kościoła.
W Poznaniu przed wojną powstało pierwsze w Polsce Akademickie Koło Misyjne. Pani Wanda została wybrana do zarządu tego Koła, jak również do zarządu Związku Akademickich Kół Misyjnych w Polsce. Była wówczas studentką drugiego roku, a na trzecim roku studiów reprezentowała polski ruch misyjny na Międzynarodowym Kongresie Misyjnym w Ljublianie.
Cechą charakterystyczną akademickiego ruchu na rzecz misji było naukowe studium zagadnień misyjnych. Pani Wanda Błeńska była współredaktorką Roczników Misjologicznych, pierwszego czasopisma misjologicznego w Polsce, a swoje artykuły publikowała w tychże zeszytach oraz w Misjach Katolickich.
O znaku i autentyczności powołania misyjnego, świadczy jej zaangażowanie misyjne w studenckich czasach. Jest to równocześnie przykład dla każdego potencjalnego misjonarza, jak można się przygotować do przyszłej misji na pierwszym froncie misyjnym. Studencki okres działalności Wandy Błeńskiej w ramach Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania Wiary był dowodem otwarcia serca na tych, którzy trudzą się na pierwszym froncie i na tych, którzy czekają na Ewangelię. Pius XI za szerzenie tego Dzieła przyznał jej w 1932 roku dyplom. Ta praca na rzecz misji, jeszcze przed opuszczeniem Ojczyzny, pozostaje wielkim symbolem dojrzałości wiary i ukochania nieszczęśliwego człowieka. Miała możliwość to udowodnić z jeszcze większą siłą później na afrykańskim lądzie.
Praca nie tylko dla misji
Duch otwarcia Wandy Błeńskiej nie zagłuszył w jej sercu uczuć patriotycznych. Czas wojny światowej był dla niej szczególną okazją do ich zamanifestowania. Wstępuje w szeregi Armii Krajowej, gdzie – posługując się pseudonimami Szarotka i Grażyna uzyskuje stopień podporucznika. Bierze udział w szkoleniu zespołów sanitarnych, organizuje zbiórki materiałów sanitarnych dla żołnierzy Armii Krajowej, biorąc udział w pracach konspiracyjnych. Nie udało się jej uniknąć więzienia w Toruniu i Gdańsku.
Po wojnie kontynuowała pracę jako wykładowca w Państwowym Zakładzie Higieny i w Akademii Lekarskiej w Gdańsku, a następnie jako kierownik Oddziału Bakteriologii i Serologii w wymienionym zakładzie.
Służyła również chorym w Niemczech i w polskich szpitalach wojskowych w Wielkiej Brytanii. Dokształcała się również na wydziale medycznym uniwersytetu w Liverpool. Uzyskała tam dyplom w dziedzinie medycyny tropikalnej i higieny, co było formą bezpośredniego przygotowania się do pracy wśród trędowatych w Ugandzie.
Praca na misjach
Praca na misjach była marzeniem, które zrealizowało się w marcu 1950 roku. Po dwudziestu kilku latach pracy w Afryce wspomina:
- Tak, daleko jak mogę się cofnąć myślą, miałam za młodych lat jedno marzenie i silny zamiar zostać lekarką na misjach.
Dlatego w dniu wyruszenia w misyjną podróż, na statku zapisała w swym misyjnym pamiętniku zdanie:
- Prócz fizycznego zmęczenia mam pokój w sercu i jakąś cichą, spokojną radość – jestem właściwie zupełnie szczęśliwa – jako nic nie mająca, a posiadająca wszystko.
Po przybyciu do Ugandy kilka miesięcy pracowała w szpitalu misyjnym, ciągle jednak pielęgnując w sercu myśl o poświęceniu się trędowatym. Ponieważ w Fort Portal nie doczekała się wybudowania leprozorium, udała się Buluby i oddalonego o 40 km Neyenga, gdzie siostry franciszkanki w 1934 roku założyły ośrodki leczenia chorych na trąd. W całym dystrykcie było wówczas około 22 000 trędowatych, pozostających bez żadnej opieki lekarskiej. Za wszelką cenę pragnęła wśród nich pozostać. Świadczy o tym zapis w jej pamiętniku:
- (...) Rozmawiałam z biskupem. (...) Powiedziałam mu, że mogę mieszkać w namiocie, ale chcę pracować w leprozorium.
Pierwsze lata pracy dla zapalonej, cierpliwej i obdarzonej niezwykłą energią lekarki naznaczone były entuzjazmem, ale i obawą zarażenia się trądem. Modliła się więc, by mogła jak najdłużej pozostać wśród ukochanych chorych i im służyć. Z czasem zrozumiała, że jej uchronienie się od tej przykrej choroby, nie jest najważniejszym postulatem jej pobytu wśród trędowatych. Po siedmiu latach pracy w pamiętniku napisała:
- Taki długi czas. Myślę z wdzięcznością dla Boga za tyle szczęścia i błogosławieństwa w życiu i w pracy. Czuję się taka szczęśliwa w tej chwili. (...) Mam jedną gorącą prośbę na nowe siedmiolecie – żebym nigdy nikomu nie wycisnęła łzy. Zaglądam do dzienniczka sprzed siedmiu lat. Wówczas modliłam się, żeby nie dostać trądu. Dziś o tym nie myślę.
Od początku praca nie była łatwa. Aż siedemnaście lat była jedynym lekarzem służącym tysiącom trędowatych w całym pobliskim rejonie. Przez dwa tygodnie pozostawała w Bulubie, a później na tydzień udawała się do Neyenga. Pracę utrudniał brak prądu elektrycznego, sprzętu niezbędnego w tego rodzaju pracy, a przede wszystkim brak szpitala z prawdziwego zdarzenia, no i personelu.
Jej wielkim pragnieniem było, aby wykształcić współpracowników, którzy pomagaliby zmniejszać cierpienia ludzi zamieszkałych poza centrami, w których ordynowała. Już w szóstym roku po przybyciu do Ugandy szpital w Bulubie stał się ośrodkiem szkolenia średniego personelu medycznego. Asystenci medyczni mieli za zadanie podawać chorym podstawowe leki, a także wyszukiwać w tzw. terenie chorych, zwłaszcza dzieci. Szkolenie trwało dwa lata. Pani Wanda Błeńska zorganizowała również w tym czasie roczne kursy dla pielęgniarek. Dzięki tym inicjatywom w czasie siedemnastu lat pracy wśród trędowatych zdołała utworzyć 36 filii i podstacji ośrodka centralnego. Dziś jest ich już przeszło dwa razy więcej. Obecnie centrum medyczne w Bulubie kształci asystentów medycznych nie tylko dla Ugandy, ale również dla pobliskich krajów: Kenii, Tanzanii i Burundi. Większość spośród 400 pacjentów tego ośrodka oraz wśród 250 pacjentów ośrodka w Neyenga to młodzież i dzieci.
Praca doktor Wandy Błeńskiej to nie tylko pomoc chorym na trąd i szkolenie kadry medycznej. Rolę i znaczenie centrum w Bulubie z okazji 50-lecia jego istnienia określono trzema słowami: Healing, Training, Research. Rzeczywiście, oprócz leczenia i szkolenia pani Wanda prowadziła badania naukowe. Jej fachowa wiedza sprawiała, że często była zapraszana na międzynarodowe kongresy, zjazdy czy seminaria naukowe. Międzynarodowy Kongres Leprologów w Madrycie w 1953 roku zapoczątkował jej spotkania z leprologami w skali międzynarodowej.
Kiedy jej samotna działalność wzmocniona została przez polskich lekarzy (przybywali od 1967 roku), pani doktor Wanda podjęła wykłady z dziedziny trądu na wydziale medycznym uniwersytetu w Kampala – stolicy Ugandy. Od 1969 roku studenci przyjeżdżają do Buluby na praktykę. Oprócz polskich lekarzy Buluba gościła przez siedem lat jako pierwszą Polkę – rodzoną siostrę pani doktor Wandy, która podjęła pracę w szkole i w bibliotece. Inna Polka podczas dziesięcioletniego pobytu zorganizowała pracownię ortopedyczną, w której wykonywała protezy, buty i prowadziła ćwiczenia rehabilitacyjne.
Dokta zdobyła pełne zaufanie chorych i przez to nazwana została Matką trędowatych. Dzieło jej życia, które pozostawiła na ugandyjskiej ziemi, przyniosło jej tak olbrzymią popularność, że list zaadresowany jedynie Polish Doctor, Uganda trafiał do niej bez żadnych problemów.
W roku 1983 przekazuje kierownictwo ośrodkiem ugandyjskiemu lekarzowi – swojemu uczniowi. Sama dalej pracuje jako konsultant.
Kiedy w 1993 roku wróciła do Ugandy, zaproszona na spotkanie z Ojcem Świętym, który w lutym pielgrzymował do tego kraju, zastała ją miła niespodzianka. Dojeżdżając do Buluby, zobaczyła tablicę-drogowskaz: do Szpitala... im. Wandy Błeńskiej. Było to jakby votum miejscowej ludności dla ukochanej przez nich lekarki z Polski.
Po powrocie na stałe do Ojczyzny, w 81 roku życia, które stało się świadectwem ewangelicznej miłości najuboższych, mieszkała w Poznaniu i nadal, jak za studenckich czasów, oddawała swój czas sprawie misji. Służyła wiedzą i doświadczeniem również w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, gdzie przygotowują się do pracy przyszli misjonarze.
W dniu otrzymania doktoratu honoris causa, lata swojej pracy spędzone wśród trędowatych określiła jako trudne – ale szczęśliwe. Jej praca była cichym świadectwem, jakie chrześcijanin winien dawać o sobie. Leczyła, pokładając nadzieję w Bogu i modląc się za swoich biednych pacjentów. Odbierając w 1984 roku medal Benemerenti od Jana Pawła II, powiedziała:
- Mówi się tyle o moim poświęceniu, ale co to za poświęcenie, skoro to, co czynię, jest właściwie spełnieniem marzeń mojego życia. (...) Usuwamy głazy cierpienia, zapalamy promyk nadziei. Może przez naszą pracę prostujemy ścieżki do Pana? W Bulubie nie nawracamy innowierców. Oni patrzą na nasze życie, patrzą na nasze zachowanie. To ich zachęca. Niektórzy mówią, że trzeba nam się bliżej przypatrzeć, ale są tacy, których odstręczamy, bo nie jesteśmy dla nich wystarczająco dobrzy (...). Potrzebujemy modlitwy. Lekarstwa leczą chorobę, ale nie leczą chorego. Nasi chorzy zdrowieją dzięki troskliwej pielęgnacji. Nie wiem, ilu chorych wyleczyłam lekarstwami, ilu pielęgnacją, a ilu modlitwą.
Archidiecezja Poznańska zbiera materiały dotyczące życia dr Wandy Błeńskiej, które mogą być przydatne w przyszłości, w przypadku ewentualnego rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego misjonarki. Osoby, które chcą podzielić się wspomnieniami na jej temat proszone są o kontakt z ks. Jarosławem Czyżewskim (e-mail: [email protected] lub listownie: Kuria Metropolitarna, ul. Ostrów Tumski 2, 61-109 Poznań, z dopiskiem WANDA BŁEŃSKA.